Okażmy serce

Wczoraj rano obudził mnie sms. Dostałam go od mojego syryjskiego przyjaciela Jawada, którego poznałam gdy bliski śmierci siedział kolejny tydzień w lesie na polsko-białoruskiej granicy. Teraz jest już bezpieczny. Wrócił do kraju i udało mu się razem z rodziną przedostać do Jordanii. Napisał mi: „Boję się o ciebie!”. Byłam zaskoczona, myślałam, że to pomyłka. Nie wiedziałam jeszcze co się stało. Gdy zapytałam „Dlaczego?” – odpisał: „Z powodu inwazji na Ukrainę. Ten szalony Putin nie zatrzyma się na Ukrainie”. Czyżby role się odwróciły? Teraz Jawad przebywa w bezpieczniejszym kraju? Zaczęłam przeglądać Internet i zrozumiałam co się dzieje. Wojna. Wojska rosyjskie zaatakowały Charków, Kijów, Odessę. Pod ciężkim ostrzałem znajduje się Mariupol. W nalotach zginęło już kilkaset osób. Myśli pobiegły do znajomych, którzy mają rodzinę na Ukrainie, chwyciłam za telefon żeby zapytać czy wszystko u nich dobrze? Na szczęście tak.

 

Renata Grzybczak- prezes fundacji Światło dla Syrii – Light for Syria, która od lat niesie pomoc uchodźcom pisała ostatnio o tym, że Syryjczycy od dawna alarmowali, że Putin zrobił sobie w ich kraju poligon doświadczalny na ludności cywilnej, ale jego prawdziwym celem jest Europa. Tyle że nikt ich nie słuchał. Przypomniałam sobie relacje z bombardowań bronią chemiczną syryjskich szkół, szpitali, przedszkoli. Dzieci po ataku bomb z chlorem umierały dusząc się kilka godzin. Przez lata nie bardzo nas to obchodziło. Nie na tyle by uruchomić korytarze humanitarne, czy wziąć udział w programie relokacji uchodźców. Nie nasza wojna – nie nasz problem? Tyle, że to był i jest ten sam Putin, który właśnie rozpoczął wojnę w Europie.

 

Oglądam wiadomości. Prezydent, premier i inni politycy deklarują pomoc dla Ukrainy. Na Facebooku poruszenie. Ludzie organizują pomoc, modlitwy. Jakiś czas temu napisałam: „nie ma nic piękniejszego niż ludzka solidarność” i nadal tak uważam. Jedna rzecz nie daje mi spokoju.

 

Gdy oglądałam dzisiejsze deklaracje solidarności z Ukrainą przeszło mi przez myśl: „nie można było tak od razu”? Czy nie mogliśmy uchodźcom z innych krajów okazać serca? Teraz wygląda na to, że dzielimy uchodźców na lepszych i gorszych. Ukraińskie dzieci bez dokumentów przejdą granicę, a syryjskie, irackie, afgańskie na pakę i do lasu? Nie pojmuję tego. Pamiętam jak jesienią 2021 pomagający uchodźcom Polacy byli przez polityków wyśmiewani, nazywani „pożytecznymi idiotami” czy „agentami Łukaszenki”. I wiem jak było to druzgocące, dla tych, którzy nie umięli przejść do porządku dziennego nad tym, że w naszym kraju ludzie umierają z zimna głodu i braku wody.

Kilka miesięcy temu większość wierzących popierała bezwzględne zawracanie wszystkich migrantów z granicy polsko – białoruskiej. Zdaniem części pobożnych Polaków Ci ludzie nie zasługiwali nawet na pomoc humanitarną. Gdy abp. Gądecki wyznaczył niedzielę 21 listopada ubiegłego roku dniem ogólnopolskiej zbiórki na pomoc uchodźcom na granicy z Białorusią i wezwał do modlitwy za nich, wiele parafii wyłamało się  ze zbiórki i z modlitwy.

W podlaskich lasach nadal są ludzie. Nie możemy o nich zapomnieć. Czy pozwolimy na to by przebywający tam mężczyźni, kobiety i dzieci, do wszytskich trudnych doświadczeń  dodali jescze to: odmowę udzielenia pomocy ze względu na narodowość czy wyznawaną wiarę? Dobrze, że jesteśmy solidarni z Ukrainą. Okażmy miłosierdzie także uchodźcom z polsko-białoruskiej granicy.

 

 

____________

Zdjęcie Pixabay

52 procent za wypychaniem uchodźców

Jestem wstrząśnięta wynikami sondażu opublikowanego przez oko press( link do sondażu poniżej). Wynika z niego, że 52 procent polskiego społeczeństwa popiera działanie polskich służb na naszej wschodniej granicy. W tym brak udzielenia pomocy humanitarnej, wywózki, brak zgody na działania lekarzy bez granic w strefie stanu wyjątkowego.

Moje dzieci nie mogą doczekać się zimy i świąt. Zjeżdżania na sankach i lepienia bałwanów. Ciągle pytają: ” kiedy zima, kiedy śnieg?” Te pytania świdrują mi w uszach. Przeraża mnie myśl, że przyjdzie zima. Jak mam powiedzieć dzieciom, że wtedy w lesie będzie jeszcze więcej ciał, także ich rówieśników? Las zimą będzie gęsty od zamarzniętych zwłok. Jak zniesiemy święta? Jak w ogóle będziemy mogli je przeżywać wiedząc, że u wrót naszego kraju za przyzwoleniem sporej części naszego społeczeństwa dzieje się ludobójstwo? Jedyną nadzieją tych umierających ludzi są niskie słupki w sondażach poparcia dla działań służb. Gdy słupki rosną – nadzieja umiera.

 

https://oko.press/52-proc-za-wypychaniem-uchodzcow-mezczyzni-na-zimno-kobiety-ze-wspolczuciem/?utm_medium=Social&utm_source=Facebook#Echobox=1633435222

Różaniec bez granic 7.10.2021

Spontanicznie, gnana potrzebą serca, zorganizowałam wczoraj z okazji święta Matki Bożej Różańcowej wydarzenie „Różaniec bez granic”.

Było nas troje. Ja, mój kolega i starsza pani, która powiedziała, że i tak wybierała się na różaniec, a jak się dowiedziała o tym wydarzeniu, przyszła, bo to było dla niej bardzo ważne. Zasmuciła ją frekwencja, mówiła – myślałam, że będą tłumy. Ja z kolei bardzo ucieszyłam się, że ona przyszła i niczym się już nie martwiłam.

 

Modlitwa trwała godzinę. Od zimna skostniały nam ręce, mimo, że była to cieplejsza cześć nocy. Przemarzliśmy i serca nam pękały na myśl, że uchodźcy w takim zimnie spędzają w lesie kolejne doby.

 

Modlitwę zaczęliśmy wezwaniem:

„Gromadzimy się dzisiaj by modlić się, okazywać naszą solidarność z uchodźcami. Nie możemy bezczynnie patrzeć na cierpienie naszych braci. Prosimy cię Boże za wstawiennictwem naszej orędowniczki Maryi – ratuj ich, przyjdź im z pomocą, skrusz mur, wyrwij ich z pułapki, w którą zostali schwytani. Prosimy też pokazuj nam jak możemy pomóc? Co dobrego możemy zrobić dla naszych bliźnich, którzy cierpią, którzy umierają. Wierzymy, że ich życie jest cenne w Twoich oczach. Ratuj ich życie.

 

Maryjo, która sama doświadczyłaś odrzucenia w obcym kraju, w tak trudnym życiowym momencie jak narodziny dziecka, prosimy – wstawiaj się za tymi matkami, ojcami, dziećmi, wszystkimi, którzy zmuszeni byli opuścić swoje domy w poszukiwaniu nowej, bezpiecznej ojczyzny, a którzy zostali oszukani i teraz ich życie jest zagrożone. Prosimy, pośpiesz im z pomocą.”

 

Na zakończenie zmówiliśmy modlitwę za zmarłych uchodźców, o których wiemy i tych, których nazwisk nie poznaliśmy. Zanim rozeszliśmy się do domów mieliśmy okazję porozmawiać. Każdy z nas we własnym środowisku doświadczył zderzenia z murem obojętności wobec uchodźców. Dzięki temu spotkaniu poczuliśmy się choć odrobinę mniej obco w naszym kraju, w którym wciąż jest duże przyzwolenie społeczne na to co dzieje się na granicy.

 

Poruszające były dla mnie też komentarze, które pojawiły się pod postem o wydarzeniu na grupie rodziców bez granic.

Ludzie pisali między innymi:

 

„Popieram jako matka, polka i katolka. Różaniec powinien być bez granic a nie do granic ❤️ Ta sytuacja to jest w ogóle totalne ewangeliczne SPRAWDZAM – „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” Mt 25, 40”

 

„W Kościele w którym się pojawiam ksiądz w dwie ostatnie niedziele jasno grzmiał wręcz o tym, że katolickim obowiązkiem jest empatia i wstawianie się za dziećmi z Michałowa. Tłumaczył że stawianie granic nie może być w sprzeczności z człowieczeństwem. Mówił, że straż graniczna ma wielki konflikt moralny, bo każe im się popełniać grzech… Mówił by głos naszego sumienia zamienił się w krzyk.

 

Wspólnota KK wstała i biła księdzu brawo. Mi leciały łzy i to było naprawdę bardzo autentyczne i niepolityczne.

 

I daję te przykłady, bo dają mi nadzieję na inne jutro. Nie chcę by partia która się z nim utożsamia nadal to robiła i nie chcę by kościół utożsamiał się z jakakolwiek partią.”

 

„Gdy brakuje zdecydowanego głosu polskiej hierarchii kościelnej, takie inicjatywy są bardzo cenne ponieważ pokazują inną twarz polskiego katolicyzmu”

 

„Hej, jestem ateistką i cieszę się, że to robisz.”

 

„Dla mnie jako niewierzącej ważne jest też, żeby gesty solidarności wychodziły z róźnych środowisk, żeby pokazać, że jesteśmy zjednoczeni w naszym sprzeciwie, więc bardzo się cieszę z takich inicjatyw.”

 

„Bardzo potrzebna akcja – pokazuje, że troska o uchodźców to nie tylko „lewacka histeria”. Dziękuję”

 

„Nie jestem katoliczką ale to piękny gest za który dziekuję. Jestem z wami sercem.”

 

„Mam wielu przyjaciół Katolików, którzy bardzo cierpią przez to co dzieje się z KK w Polsce. Kościół jako wspólnota wierzących przetrwa i takie szczere inicjatywy są potrzebne, żeby pokazać innym, że są różne oblicza Katolicyzmu. Mam nadzieję, że właśnie oddolnie”

 

„Jestem agnostyczką, bardzo doceniam to, że te i ci, którzy wierzą że modlitwa może pomóc, będą się modlić właśnie w tej intencji.”

 

Budujące, że jest w ludziach tak duża potrzeba solidarności, że różnice między nami przestają mieć znaczenie. Wzajemna akceptacja i wsparcie są dla mnie jak jasne snopy światła w czasie mroku.

 

Chcę tą modlitwę jakiegoś dnia jeszcze powtórzyć, już teraz serdecznie na nią zapraszam. Pozdrawiam Ciebie czytelniku ciepło i jestem pełna podziwu, że dotarłeś aż tutaj ♥️ Wszystkiego dobrego.

„Jak pionki w grze w szachy”. Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy 26.09. 2021.

Dzisiaj w naszym Kościele obchodzimy  107 Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy. Z tej okazji publikuję rozmowę, którą odbyłam za pośrednictwem messengera z uchodźcą przebywającym na terenie Białorusi.

Poniedziałek 20.09.2021
Jawad: Witamy. Chciałem podziękować z całego serca za współczucie dla uchodźców. Nadawcą do Ciebie jest uchodźca ojciec trójki dzieci, który przybył z Syrii w poszukiwaniu bezpieczeństwa dla swoich dzieci i rodziny, a teraz przyjmuje śmierć na granicy białorusko-polskiej.
Natalia: Witaj
J:Jeszcze raz dziękuję. Chociaż jest tu bardzo zimno i zaczynam marznąć J:Ale twoje słowa i człowieczeństwo w tobie sprawiły, że poczułem się trochę ciepło
N: Dziękuję, skąd mnie znasz? Gdzie jesteście?
J:Przeczytałem Twój komentarz pod postem o granicach i uchodźcach i znalazłem Ci sympatię do nich, więc chciałem Ci podziękować. Teraz utknąłem na granicy i uwięziony w obozie w lesie między siłami polskimi i białoruskimi.
N: Przykro mi. Tak, bardzo mnie poruszają sprawy uchodźców, już od lat. Szczególnym sentymentem darzę Syryjczyków. Krwawi mi serce jak słyszę o doniesieniach o wojnie w waszym kraju. Teraz, przez sytuację w Afganistanie, w Polsce o Syrii mówi się jeszcze mniej niż kiedyś, a przecież tam sytuacja nadal jest bardzo zła. Poznałam rodzinę, która żyje w obozie w północnej Syrii, jesteśmy w stałym kontakcie. Bardzo miło Cię poznać to naprawdę niesamowite.
J: Przepraszam,że spóźniłem się z odpowiedzią. Piszę potajemnie, bo tutaj zabrali nasze telefony, to urządzenie, o którym nie wiedzą
N:Nie ma problemu
J:Tak się cieszę, że cię znam i to dla mnie wielki zaszczyt
N:Wzajemnie. Mój mąż ma dzisiaj urodziny…gdybyśmy mogli zaprosilibyśmy was na kawałek tortu, może przyjdzie taki dzień, że się uda, mam nadzieję.
J:Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Życzę wam obojgu na zawsze miłości i szczęścia.
N: Dziękuję serdecznie! Przekazałam.
N:Macie co jeść? Pić? Macie gdzie spać? Dlaczego zabierają wam telefony?
J:Dają nam posiłek i śpimy pod gołym niebem. Nie wiem jak długo taka sytuacja się utrzyma. Nie pozwalają nam nawet wrócić tam, skąd przyszliśmy. Uciekliśmy od piekła wojny w Syrii do piekła mroźnego zimna tu w dżungli. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do takiej atmosfery, zimno jest tu śmiertelne. Palce prawie zamarzają.
J:Jestem pewien, że ten obłok odejdzie i że Bóg o nas nie zapomni i nas zbawi. Moja ufność w Bogu jest wielka, nawet jeśli stracę tu życie, nie stracę nadziei w Bogu. J:Kiedy widzę przechodzące obok nas w lesie zwierzę, czuję, że dziwnie na nas patrzy, jak traktujemy siebie nawzajem, ludzkość. Być może są rzeczy, których my, ludzie, powinniśmy się uczyć od zwierząt i innych stworzeń.
N:Mów Jawad ja słucham, opowiedz mi wszystko co chcesz, jestem żeby Was słuchać.
J:Mam trójkę dzieci. Syna i dwie córki. Ibrahim; pełen nadziei. Ibrahim ma 6 lat. Amal ma 4 lata. Mila ma półtora roku. Mam cudowną i piękną żonę. Kocham ich wszystkich. Dzień przed wyjazdem pożegnałem się z nimi i powiedziałem dzieciom, że jadę i wrócę jutro. A teraz każdego ranka pytają mamę, kiedy będzie jutro? Kiedy tata wróci? Moja żona dzwoni do mnie codziennie i mówi, że każdy dzień jej życia będzie jutro, dopóki do nich nie wrócę i nie spotkamy się razem.
N:Twoja rodzina została w Syrii?
J:Tak, została w Syrii.
J:Dziękuję tobie i twojemu mężowi i życzę twojemu mężowi wesołych świąt(urodzin?) i miłego wieczoru dla was obojga.
Wtorek 21.09.2021
J:Niech Bóg błogosławi cię dobrym porankiem
N:Dziękuję. Jak przetrwałeś noc?
J:Alhamdulillah, wczorajsza noc była znacznie cieplejsza
N:To dobrze.Czy możesz mi opowiedzieć więcej o swojej podróży i swojej sytuacji?
J:W porządku. Dokonałem rezerwacji przez biuro turystyczne na Białoruś, Mińsk. Kiedy przyjechałem było zatłoczone lotnisko. Zostałam na lotnisku dwa dni. Poczekałem, aż moje dokumenty zostaną zaakceptowane, a wiza zostanie wydrukowana w moim paszporcie aby mnie wypuścić z lotniska. Kiedy wyszedłem, zdziwiłem się, że biuro turystyczne mnie oszukało. Ponieważ rezerwacja hotelu na 5 dni to była fałszywa rezerwacja.To był długi i żmudny lot. Bo były dwa przystanki i czekałem na tranzyt. Pierwszy był w Dubaju, potem drugi w Turcji, potem z Turcji przyleciałem na lotnisko w Mińsku na Białorusi. Czas oczekiwania na lotnisku w Dubaju wyniósł 22 godziny. W Turcji 18 godzin. Na białoruskim lotnisku czekałem dwa dni na lotnisku przed wyjazdem. Skończyło mi się jedzenie. Kiedy wyszedłem, umierałem z głodu. Poszedłem do hotelu zamówić cokolwiek do jedzenia, a potem odpocząć po tej długiej podróży. Dowiedziałem się, że zostałem oszukany, i że ta rezerwacja jest fałszywa. Zapłaciłem pieniędzmi, które miałem na nową rezerwację. Potem cały dzień spałem jak zabity. Kiedy się obudziłem, poszedłem na targ, żeby kupić zapasy na wyjazd.Potem zatrzymałem taksówkę, żeby mnie zabrałą na przejście graniczne.
N:Więc sam przyjechałeś na granicę? Nikt Cię do tego nie zmuszał?
J:Tak
N: Pytam, bo bo powiedzieli nam, że Łukaszenko, prezydent Białorusi zmusza ludzi do przekraczania polskiej granicy.
J: Do przyjazdu zmusiła mnie wojna w moim kraju. Przyjechałem, bo pragnąłem bezpieczeństwa i lepszej przyszłości dla mojej rodziny.
N:Rozumiem
J: (w odpowiedzi na moje zdanie o tym, że Łukaszenko zmusza ludzi do przekraczania granicy): Dzieje się tak, gdy dotrzesz do granicy. Kiedy tam dotrzesz, jak białoruska armia cię zobaczy, to zmusi cię do przekroczenia granicy.
N:Więc jesteś w pułapce
J:Tak, teraz jestem w pułapce
J:Podawano nam tylko jeden posiłek dziennie
N:Kto daje ci jedzenie? Armia?
J:Tak, białoruskie wojsko. Ostatni raz jadłem wczoraj po południu. Wojsko polskie nic nam nie dało.
Natalia w odpowiedzi na „Wojsko polskie nic nam nie dało.”: Wiem i bardzo mi wstyd.
J: Nie jesteś winna.
N:Armia białoruska daje ci jedzenie, trzyma cię w lesie i nie pozwala wrócić?
J: Tak
N: Jesteś więźniem politycznej gry
J:Jesteśmy jak pionki w grze w szachy.
N:Tak mi przykro, że serce mi pęka, kiedy to słyszę, Nikt nie powinien być pionkiem w żadnej grze. Jawad, stworzyłam stronę na facebooku pod tytułem „Jestem Estera”. Chcę, żeby to miejsce było miejscem pokazania naszej solidarności z uchodźcami takimi jak ty. Czy mogę umieścić na tej stronie twoje słowa? Czy mogę użyć twojego imienia i nazwiska? Jeśli nie chcesz, mogę to zmienić. Chcę tylko, żeby ludzie wiedzieli.
J:Nie ma problemu, wszystkie prawa autorskie są zastrzeżone dla Ciebie. Opublikuj to, co chcesz.
N:Ok, dziękuję za zaufanie
J:Jest takie powiedzenie, które mówi: „O wy, którzy utonęliście, jaki jest wasz strach przed zmoknięciem!!” Wyszedłem spod bombardowania samolotów, ostrzału armat, trafień i pocisków. Wszystkie rodzaje broni były testowane na nas. W tym broń chemiczna i toksyczna. Mogliśmy stać się odporni na strach i śmierć. Nie boję się śmierci, ale jeśli umrę to wstydzę się łez mojej matki, mojej żony i moich dzieci. Nie ma dla nich nadziei w tym życiu i nikt się nimi nie zajmie po mnie.
N:Gdzie oni są? Czy mieszkają w obozie?
J:Są w obozie w Idlib.  Jak bardzo chciałbym usłyszeć dźwięk ostatniej kuli w moim kraju, nawet jeśli by trafił w moją klatkę piersiową.
W tym momencie brakło mi słów. Nie wytrzymałam. Musiałam przerwać rozmowę i ochłonąć. Więc powiedziałam: Jawad, muszę teraz pracować. Będę dla Ciebie pracować, aby zrobić tę stronę najlepiej, jak potrafię.
J: Cóż, dziękuję i doceniam życzliwe słuchanie i zainteresowanie naszą sprawą. „Opiekuj się słabymi ludźmi. Silni potrafią o siebie zadbać.” Dobranoc, miej szczęśliwe sny.
N:Dobranoc.
Środa 22.09.2021
N:Dzień dobry Jawad jak się masz? Czy dostałeś wczoraj jakiś posiłek?
J:Dzień dobry. Nic mi nie jest. Nie, nic nie jedliśmy. Od rana na granicy są dziwne ruchy.
N:Co masz na myśli?
J:Nie wiem, może przyjeżdża urzędnik państwowy?
N:Widzisz granicę? Czy to jest blisko?
J:Nie oficjalna granica. Granica między ogrodzeniem. Miejsce, w którym jesteśmy przetrzymywani.
J:Tak
N:Ile osób jest z tobą?
J:Jest około 200 osób, w tym kobiety i dzieci.
Do tej pory myślałam,że to mała grupa, ale gdy podał mi tą liczbę zrozumiałam,że muszę gdzieś to zgłosić. Pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl była Anna Aboth. Poinformowałam ją o sytuacji. Poprosiła, żebym dowiedziała się gdzie dokładnie są przetrzymywani. Zaczęłam dobijać się ponownie do Jawada.
N:Gdzie to jest? Czy możesz podać mi lokalizację?
N:Czy możesz mi podać twoją lokalizację?
N:Jawad jesteś tam?
N:Proszę o odpowiedź, martwię się…
Jawad nie odpowiedział przez całą noc. Dopiero następnego ranka odezwał się. Okazało się, że zasłabł, z przemęczenia, przemarznięcia i głodu. Białoruscy żołnierze przewieźli go do szpitala (!) w Grodnie, tam doszedł do siebie i znowu rozmawialiśmy. Zaczęłam więc ponownie wypytywać Jawada o lokalizację obozu w lesie. Niestety nie udało się tego dowiedzieć, na pytanie czy ma kontakty z kimś z grupy odpowiedział, że Polscy żołnierze roztrzaskali wszystkim telefony (on miał jeden ukryty, o którym nie wiedzieli). Gdy zapytałam dlaczego jego zdaniem to zrobili odparł: „Żeby nie mogli komunikować się, fotografować i informować organizacji praw człowieka”- co jest zbieżne z opinią organizacji humanitarnych w Polsce, alarmujących o tym, że Stan Wyjątkowy został wprowadzony po to, by nie było świadków działań polskich służb na granicy.
Jawad: Boją się kamer, bo wiedzą, że się mylą. To straszna rzecz i rażące naruszenie praw człowieka.
Natalia: O mój Boże, to łamie mi serce, to jest mój kraj.
Jawad: To nie twoja wina. A twój kraj to piękny kraj i są w nim tacy wspaniali ludzie jak ty. Czuję, że ludzie nam współczują, ale teraz jesteśmy ofiarami brudnej gry politycznej.
N:Ale to mój kraj, tak mi wstyd.
J:Nie, twój kraj jest z ciebie dumny.
N:Opowiedz mi o ludziach, którzy byli z tobą w lesie. Czy mieli ciepłe ubrania?
J:To prości ludzie, którzy mają nadzieję dotrzeć do Europy w poszukiwaniu bezpieczeństwa i bezpiecznej przyszłości dla swoich dzieci
N:Rozumiem, ale chcę to zobaczyć, wyobrazić sobie. Mów dalej.
J:Droga jest trudna i jest zimno, ubrania, które mają, nie grzeją dobrze ciała Zabrakło im nawet jedzenia i wody, bo nie mogą jej dużo przewozić w trasie Niektórzy giną w lesie.
N:Opowiedz mi o rodzinach. Czy widziałeś ojców, matki z dziećmi?
J:Tak. Dzieci zawsze płaczą i zastanawiają się nad tym miejscem.
N:Powiedz mi o nich.
J:Wiele dzieci zachorowało. Ciężka biegunka z powodu przeziębienia. I grypa też. Nie korona. Normalna grypa z powodu przeziębienia
N:Czy mieli lekarstwa?
J:Nie
J:Rozpalaliśmy trochę drewna i zbliżaliśmy je do niego, aby mogły się trochę ogrzać. Tutaj nie zabierają osoby do szpitala, chyba że jej stan jest poważny.
N: Tutaj – Masz na myśli Białoruś?
J:tak
N:U nas w Polsce odmawiają pomocy, nawet jeśli umierasz, taka jest różnica. Tak stało się dzisiaj, lekarze odmówili przyjazdu do uchodźców i powiedzieli, że to nieważne, że umierają, czy nie – są nielegalni.
J:Czy masz dzieci ?
N:Tak
J:Bardzo kocham dzieci
N:Ja też
J:Chciałbym, żeby rządziły światem, bo ich serca są czyste.
Jawad relacjonował, że w lesie, na miejscu nie było możliwości sprawdzić położenia, bo wojsko używało urządzeń do zagłuszania sygnału GPS. Tak więc nadal gdzieś w lesie, jak przypuszczam w pasie leśnym położonym w niedalekiej odległości od Grodna znajduje się grupa 200 ludzi w tym kobiet i dzieci, która każdą swoją noc spędza pod gołym niebem w lesie. Nie mam żadnej informacji o dalszym ich losie czy położeniu.
Upubliczniam tą rozmowę, bo nie mogę jej zatrzymać tylko dla siebie. Jestem zwykłym człowiekiem, który rozmawiał z drugim człowiekiem. Nie zgadzam się na to by mój rozmówca, ani żaden inny człowiek był traktowany jak pionek! Jawad nie jest pionkiem, jest człowiekiem zasługuje na godne traktowanie i godne życie. Zaświadczam,że opublikowana przeze mnie rozmowa jest prawdziwa w sprawie jej autentyczności mogę zeznawać pod przysięgą. Publikuję zebrane informacje i zostawiam wam do samodzielnej oceny.
____________________
Zapraszam na stworząną przeze mnie na facebooku stronę  „Jestem Estera”. Została stworzona z myślą o uchodźcach, oraz tych, którzy chcą okazać im solidarność.

Gość w dom, Bóg w dom!

Niedziela 12.09.2021 to ważny dzień dla Polskiego Kościoła, dzień beatyfikacji dwójki wspaniałych ludzi  kard. Wyszyńskiego i Matki Czackiej. Na porannej mszy słyszę słowa:

„Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy sama wiara zdoła go zbawić?

Jeśli na przykład brat lub siostra nie mają odzienia lub brak im codziennego chleba, a ktoś z was powie im: «Idźcie w pokoju, ogrzejcie się i najedzcie do syta!» – a nie dacie im tego, czego koniecznie potrzebują dla ciała – to na co się to przyda? Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie. „
Jk 2, 14-17
Ktoś zapytał mnie wczoraj dlaczego nadal jestem w Kościele? Odpowiedziałam, że z powodu więzi z Bogiem, ludźmi i z powodu dobra, którego doświadczyłam. Przez więź z Bogiem rozumiem relację wytworzoną przez lata słuchania Słowa, modlitwy, przystępowania do sakramentów. Jeśli chodzi o ludzi to w Kościele jest wielu dobrych, uczciwych świeckich i duchownych, których cenię, to moja rodzina. To co dobrego  dzieje się w Kościele nie ma dobrej reklamy, a z drugiej strony to, że sprawcy pedofili w sutannach nie ponoszą odpowiedzialności za swoje czyny i nadal sa kryci, to że mariaż tronu i ołtarza trwa nadal sprawia, że żyję w tej w wspólnocie w stanie permanentnego zdruzgotania. Między innymi dlatego nie cieszą mnie kościelne wielkie pompy, fety i beatyfikacje. Nie byłam wstanie wczoraj świętować. Jak tu się cieszyć, gdy na naszej wschodniej granicy ludzie są skazywani na śmierć? W czytaniu przeznaczonym na ten dzień usłyszeliśmy, że wiara bez uczynków jest martwa. Na co nam wiara, skoro tym konkretnym ludziom nie udzielimy pomocy? Na nic. Dlatego wczoraj po mszy biegłam na „Gościnność bez granic. Protest solidarnościowy z uchodźcami na granicy”. Jak dobrze, było tam być. Między ludźmi, którzy krzyczeli- ” żaden człowiek nie jest nielegalny”, którzy zdawali relacje z pobytu w Usnarzu, pośród tych którzy opowiadali o swoim doświadczeniu uchodźstwa. Poczułam się jak w domu w którym naczelną zasadą jest „Gość w dom, Bóg w dom”  Szczególnie wzruszyła mnie protestująca starsza pani, która w dłoniach trzymałą transparent właśnie  z tym hasłem. „Gość w dom, Bóg w dom” – to święta zasada gościnnosci przekazywana nam przez starsze pokolenia. – cały oręż jaki przeciw bezdusznemu systemowi miała ta kobieta. Moim orężem były kolorowe flamastry, papier, niedawno wypowiedziane na Jasnej Górze słowa Kardynała abp Wojciecha Polaka dotyczące uchodźców, (https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/8232300,prymas-polski-wojciech-polak-migranci-cudzoziemcy-uchodzcy.html),   i wiersz, który napisałam wiele lat temu poruszona brakiem pomocy dla uchodźców ze strony mojego kraju i kontrowersyjną akcją „Różaniec do granic”.

Kraj Różany

Zamknięte
bramy Różanego kraju.
Różany kraj
tylko
dla Różanych ludzi!
– wołamy
Nie dla tych,
którzy topią się
w braku nadziei.
My, Różani,
silni strachem,
mocni władzą,
Różanym mydłem
umywamy ręce

Przeżyj to sam

Historia jednej piosenki


Piosenkę „Przeżyj to sam” zespołu „Lombard” grano na balach ósmych klas mojego rocznika (1981), a także w kolejnych latach. Jako dziecko zastanawiałam się dlaczego akurat ten utwór stał się tradycją?

Teraz rozumiem więcej.  Lata dziewięćdziesiąte XX wieku, gdy kończyliśmy podstawówkę, to był czas, wywalczonego za wysoką cenę, pokoju. Wolna Polska, demokracja, możliwe były dlatego, że ktoś, przed nami, stoczył o nie bój. „Ogromne morze ludzkich głów” –  jak słyszymy w piosence – zmieniło świat. Przekazali nam Polskę – dziedzictwo swojej krwi. Jesteśmy ich dłużnikami. My, dzisiaj czterdziestolatkowie, ale także wszyscy, których głos się liczy, zdamy kiedyś sprawę przed naszymi przodkami, z tego jaki świat przekazaliśmy kolejnemu pokoleniu? Ważne, żeby chciało się nam bronić wartości jaką jest wolna Polska, jaką jest braterstwo, człowieczeństwo, solidarność ponad wszelkimi podziałami.

Mój piękny gniew

Kulminacyjnym momentem piosenki jest zdanie:” i zaczął w tobie gniew kiełkować, aż pomyślałeś  – milczenia dość”.  Wstydzimy się gniewu. Jesteśmy tak wychowywani, że gniewać się nie wypada. Tymczasem tutaj, ta nielubiana emocja pokazana jest jako coś pozytywnego. Gniew przedstawiony jest jako siła napędowa, prowokująca zmianę na lepsze. Co wy na to? Bo mnie to kręci. Mój gniew zaczął kiełkować już dawno, teraz ma mocną łodygę i pięknie zakwitł. Już pora pokazać go światu.

Spotkasz mnie jutro o 15:00 pod MSWiA na proteście zorganizowanym przez Stowarzyszenie Mudita, po hasłem „Gościnność bez granic”. Dołączysz?

__________________________________

Link do wydarzenia: https://facebook.com/events/s/goscinnosc-bez-granic-protest-/628241328580820/z?u.. 0820/

Link do piosenki: https://youtu.be/g7ogvpwqs5s

Obrazek autorstwa mojej córki.

One second winners

Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego w Polsce w sprawie aborcji z powodu ciężkich i nieodwracalnych wad płodu lub nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu, na ulice miast wyszły wzburzone tłumy. Mijają kolejne tygodnie, a w ludziach nadal wrze. Gorący od zaciekłych dyskusji jest także Internet. W międzyczasie na światło dzienne wychodzi prawda o tuszowaniu afer pedofilskich przez największe autorytety kościelnej elity – to wstrząs! Tłem dla trwającej w Polsce zawieruchy jest ogólnoświatowe tornado związane z pandemią wirusa SARS CoV-2. Wszyscy odczuwamy utrudnienia związane z lockdownem. Żyjemy z dnia na dzień niepokojąc się o zdrowie swoje i bliskich. To przytłacza. Przyznam, że wszechobecny zaciekły konflikt, upadek autorytetów plus wyzwania związane z codziennością życia w czasach pandemii sprawiają, że trudno mi się odnaleźć. W zgiełku, który panuje najbardziej zatrzymuje mnie głos tych, których sprawa aborcji eugenicznej najbardziej dotyka – osób z niepełnosprawnością i ich bliskich. Mówią o swoim bólu, o niewystarczającym wsparciu, o osamotnieniu, lęku, głębokim smutku jaki budzi w nich zaciekła walka o aborcję dzieci z niepełnosprawnościami, wadami – odczytują to tak jakby współczesny świat nie chciał ich samych. W ferworze bitwy na argumenty i wzajemne oskarżenia niepokoi mnie przybierające na sile zjawisko uprzedmiotowienia. Ważne, żeby osoby z niepełnosprawnością i ich rodziny były podmiotem wspólnej troski, a nie przedmiotem sporu, w którym każda strona chce udowodnić tej drugiej, że lepiej broni ich interesów. Prawda jest taka, że i jedni i drudzy robimy dla nich za mało.

Słyszeć ich głos

Z relacji osób, które od lat zaangażowane są w pomoc niepełnosprawnym wyłania się spójny obraz braku odpowiedniego wsparcia dla tego środowiska.

Ksiądz Isakowicz Zaleski, w rozmowie z KAI powiedział, że Kościół ma duże braki w otaczaniu osób z niepełnosprawnością i ich rodzin opieką. Powiedział, że parafie nie traktują tego zagadnienia jako swój problem. Zauważył, że pomoc można organizować w ramach duszpasterstw akademickich, wspólnot oazowych czy innych ruchów i grup parafialnych. To ważne by Kościół odpowiedział na ten apel.

Siostra Małgorzata Chmielewska w rozmowie dla TVN 24 zauważyła, że gdyby zapewnić kobietom lepsze wsparcie, wybór „za życiem” byłby łatwiejszy.

Ważny problem sygnalizuje Olga Ślepowrońska, która jest inicjatorką projektu „Spa dla Mam”. Bardzo często matki i dzieci z niepełnosprawnością zostają porzucone przez ojców. Mężczyźni odchodzą. Kobiety zdane na siebie wypadają ze wszystkich form wsparcia bo nie mają sił ani czasu na podtrzymywanie więzi społecznych. Często przypina się im łatkę „herosek”. Olga w wywiadzie dla portalu Uroda Życia, mówi, że to nie są „heroski” , ale kobiety, które mają takie same potrzeby jak wszyscy. Superbohaterowie radzą sobie sami i nie potrzebują wsparcia. Nazywając kogoś „herosem” odbieramy mu ludzkie cechy i wtedy trudno nam trafnie ocenić ciężar problemów, które musi pokonywać.

 

Przyzwyczaić się do wykluczenia

Jedno z dzieci moich przyjaciół Patryka i Wioli ma syndrom Downa. Kiedyś Patryk powiedział – Wiktor zaczyna coraz więcej rozumieć. Widzi na podwórku, że dzieci się od niego odwracają, izolują go. – Co wtedy robisz? – zapytałam – Co mogę zrobić?- odparł – przytulam go. Musi się przyzwyczaić do wykluczenia – skonkludował. Patrzyłam na bawiącego się z moimi dziećmi małego Wiktora, który przyznaję z dumą, jest moim chrzestnym synkiem i chodziły mi po głowie takie pytania: Jak my dorośli radzimy sobie psychicznie z wykluczeniem? Kiepsko. To boli! Jak można nauczyć dziecko przyjmować wykluczenie? Dlaczego w ogóle dzieci mają się tego uczyć? Czy nie lepiej gdyby pełnosprawne dzieci uczyły się akceptacji? Tak, zdecydowanie lepiej, ale w gruncie rzeczy wiem, że Patryk ma rację. Tak już będzie. Dzięki temu, że sam potrafi podejść do tego ze spokojem i akceptacją może być dla chłopca wsparciem. Wiktor ma wspaniałych rodziców. Co ja mogę zrobić dla niego? Zadbać o ten kawałek świata, na który mam wpływ, o moją rodzinę, otoczenie. Uczyć moje dzieci akceptacji i szacunku wobec niepełnosprawnych.

Wykluczenia są różne. Osobę poruszającą się na wózku wyklucza wysoki krawężnik czy brak windy, niewidomego elektroniczny system kolejek, który wyświetla numerki w przychodniach. Ale doświadczenie odrzucenia w grupie rówieśników jest chyba najtrudniejsze do uniesienia. Szczególnie dla dzieci. Świadczy o tym chociażby film dokumentalny z 2015 roku pod tytułem: „Ocalił mnie LARP” (LARPing Saved My Life) Opowiada on historię Johna Gallaghera z zespołem Aspergera. LARPing, a więc „live action role-playing”, jest grą polegającą na wcielaniu się w rozmaite fikcyjne postaci i odgrywanie zmyślonych historii. Matka opowiada jak jej chory syn doświadczył wykluczenia ze strony rówieśników ze względu na swoją chorobę. To sprawiło, że nie chciał żyć. Było dosłownie tak jak w tytule, życie Johna uratowała gra i związane z nią środowisko, które przyjęło go takim jaki jest. Rodzice chłopca, którzy tak wiele przeszli mięli na dokładkę jeszcze to – dramat patrzenia jak ich dziecko, o które walczyli ze wszystkich sił, nie chce żyć. Bogu dzięki za LARP-a! Czy to dla nas zdrowych nie jest jednak smutna konkluzja? Co my robimy tym rodzicom, tym dzieciom naszą obojętnością?

„Och jak bardzo wam współczuję”

Od 2010 roku, po śmierci matki Dorota Łodziak opiekuje się dwiema niepełnosprawnymi siostrami: Asią i Ulą. Rodzina ma fanpage na Facebooku: Siostry Łodziakówny – walka o zdrowie.W wywiadzie dla „Wysokich Obcasów” ( Wysokie Obcasy Extra 12/2019 Nr 12 (91) Dorota porusza między innymi kwestię tego jak jej siostry są postrzegane przez otoczenie. :”Bardzo nie lubię ciągłego ubolewania, jakie one są biedne, upośledzone, jak cierpią. Oczekuję, że inni dostrzegą w dziewczynach potencjał – osoby z niepełnosprawnością jako elementem ich życia, a nie tym co je jednoznacznie określa.” – zaznacza. Współczucie to piękna rzecz, ale łatwo się z autentycznego współodczuwania omsknąć w jego karykaturę – litowanie się, które nie niesie dobra. Ma moc jedynie sprawić, że sam ze sobą poczuję się lepiej gdy przyznaję w duchu – „ jak ja im współczuję” w podtekście – jaki jestem dobry. Litość może ranić. Może kogoś przygwoździć do ziemi, wgnieść w wózek. Jeśli chcemy autentycznie komuś pomóc nie możemy startować z pozycji „tych lepszych” bo wtedy żerujemy na czyimś bólu. W podejściu do osób z niepełnosprawnością trzeba przyjąć inną perspektywę.

 

One second winning child

Mniej więcej rok temu miałam sen, który zrobił na mnie tak duże wrażenie, że do dziś go pamiętam. Śniło mi się, że siedziałam przy kawiarnianym stole i rozmawiałam z przyjacielem. Opowiedział mi historię: „Stoję na ulicy ze znajomymi, podchodzi do nas chłopak. Ni z tego ni z owego pyta – Czy wy jesteście głusi? Żadnego „cześć, mam na imię”, od razu wyjechał z takim tekstem! Wkurzyła mnie jego impertynencja. Odparłem – moja siostra jest głucha i jest „one second winning child”. Poprosił żebym wyjaśnił co to znaczy? Odparłem – gdy Bóg patrzy na nas, moją rodzinę, to przez jedną sekundę zanim spojrzy na innych najpierw patrzy na nią. Zawsze patrzy najpierw na nią. Gdy nieznajomy usłyszał moją odpowiedź zdębiał i odszedł – skończył opowiadać kolega”. To sformułowanie „one second winning child” – zostało we mnie po przebudzeniu. Próbowałam je zrozumieć. Dla chłopaka ze snu jego niepełnosprawna siostra była pierwsza w łasce u Boga. Nie zazdrościł jej tego, po prostu stwierdził fakt.

Winnersi!

Czy jest tak, że kochający Bóg patrzy na wszystkich, ale najpierw na osoby z niepełnosprawnością? Nie wiem. Ale chyba możemy przyznać, że jest o nich szczególnie zatroskany, szczególnie w nich zakochany? Może tak być? Siostry Dominikanki z Broniszewic, które prowadzą dom dla niepełnosprawnych chłopców mówią o swoich podopiecznych: „Dzieci Niedoskonałe rodzą się po to, abyśmy mieli na ziemi ambasadorów takich wartości jak: bezinteresowna miłość, nieocenianie, nieszufladkowanie, brak uprzedzeń, bezgraniczne zaufanie, brak podziałów. Wciąż uczę się od Nich takiego życia. Za takim światem wciąż tęsknię. Choć jego namiastkę mam będąc z NIMI. Dbajmy o NICH, bo bez NICH świat będzie nie do wytrzymania”. (https://pl.aleteia.org/2018/) Może faktycznie to my mamy się od nich uczyć bezinteresowności, otwartości czerpać inspirację do lepszego życia. Może nawet więcej: uznać ich za pierwszych? Tych, którzy winni być w centrum naszej uwagii?

 

Tona wsparcia

Przyjaciel zaproponował mi koordynowanie jednej ze zbiórek w projekcie #zawieszoneziemniaki, który dedykowany jest między innymi organizacjom wspierającym rodziny osób z niepełnosprawnością. Zgodziłam się z radością. Z prowadzonych w ramach akcji zbiórek pieniądze trafiają do rolników, którym dotychczasowi odbiorcy odmówili współpracy ze względu na pandemię. Rolnicy rozwożą wykupione w ten sposób ziemniaki do różnych instytucji. Beneficjentami „Zawieszonych ziemniaków” są między innymi Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Niewidomych w Laskach, podopieczni siostry Małgorzaty Chmielewskiej i Fundacji „ Domy Wspólnoty Chleb Życia”, mieszkańcy Domu Pomocy Społecznej dla Dzieci i Młodzieży w Broniszewicach, „Nie marnujemy. Wspieramy! Warszawa.”, które jest częścią projektu „Spa dla MAM” zainicjowanego przez Olgę Ślepowrońską. Wspieramy także domy samotnej matki i domy dziecka. Nasz fanpage –https://www.facebook.com/. Jak mówi inicjator akcji Łukasz Badowski w wywiadzie dla Gościa Niedzielnego https://warszawa.gosc.pl/doc/: „działamy ponad podziałami”. To mnie kręci! Wspólne działanie w służbie innym bez pytania o poglądy. Życie bez dzielenia ludzi na „naszych” i „nie naszych”. Bruno Schultz napisał :”Bo czyż pod stołem, który nas dzieli, nie trzymamy się wszyscy skrycie za rece?”. Żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie musielibyśmy wznieść ręce ponad stół. Zróbmy to, a nuż okaże się, że się trzymamy? W każdej chwili możemy zacząć budować wokół siebie przestrzenie solidarności i życzliwości. I to się dzieje. Powstają wspaniałe inicjatywy jak na przykład pomysł sióstr spod Warszawy, które na Facebooku założyły stronę, „Pomogę mamie dziecka z niepełnosprawnością”, na której mamy w trudnej sytuacji i osoby chcące pomóc mogą zamieszczać ogłoszenia. Stowarzyszenie „Dwie Kreski”, które zajmuje się pomocą kobietom w ciąży w będącym w trudnej sytuacji zanotowało w ostatnich dniach rekordową liczbę zgłoszeń do wolontariatu. To jest piękne!

Mamy różne talenty i predyspozycje. Ktoś będzie umiał zapukać do niepełnosprawnej sąsiadki i zaoferować pomoc, komuś będzie łatwiej koordynować zbiórkę, zostać wolontariuszem, albo po prostu zrobić przelew na organizację pomocową. Mamy tak wiele możliwości. Niepełnosprawni są dla mnie „one second winners” w takim znaczeniu, że są szczególnie umiłowani przez stwórcę, a naszym zadaniem jest troska o nich i uważność na ich potrzeby. Ich miejsce nie jest na peryferiach społeczeństwa ale w jego centrum. 

 

__________________________________________________________________

https://www.facebook.com/mamaalmadecasa/

Wywiad z siostrą Małgorzatą Chmielewską: https://tvn24.pl/polska/protesty-po-orzeczeniu-trybunalu-konstytucyjnego-w-sprawie-aborcji-siostra-malgorzata-chmielewska-komentuje-4739959

Rozmowa księdza Isakowicza Zaleskiego z KAI https://ekai.pl/ks-isakowicz-zaleski-w-kosciele-potrzeba-systemowego-wsparcia-dla-osob-niepelnosprawnych/

 

Rozmowa Olgi Ślepowrońskiej z Uroda Życia: https://urodazycia.pl/styl-zycia/olga-slepowronska-pomaga-od-15-roku-zycia-teraz-organizuje-latajace-spa-dla-mam-124595-r1/?fbclid=IwAR0HXQ-uzGCmzg_EKK-0Vwo3dXODPHsh4-v4Kl3-tvTQPVwJd9s2LNLn6vc

Fotografia: Patryk Łebek. Copyright

Dzień nauczyciela w czasach pandemii

Zawsze najbardziej wzruszało mnie ciche dobro. Zwyczajne, codzienne, które trwa bez względu na okoliczności i nie dopomina się o uwagę. Gdy doświadczę czegoś takiego mam ochotę wykrzyczeć swoją wdzięczność. Dziś chcę ogromnie podziękować  nauczycielom, dyrektorom, paniom szatniarkom, pracownikom oświaty.
Ponad pół roku temu pandemia wywróciła nasze życie do góry nogami. Podczas lock downu musieliśmy odnaleźć się w świecie na nowo, przeorganizować dotychczasowe zajęcia. Życie zgotowało nam niezapowiedziany egzamin z elastyczności, dporności na stres, zdolności adaptacyjnych, z empatii i wielu innych umiejętności. Dla dorosłych to był bardzo trudny czas, ale dzieci także wiele kosztował. Zostały one zamknięte w domach. Przez jakiś czas były pozbawione możliwości wyjścia nawet do parku czy na rower i co najtrudniejsze  pozbawione kontaktu z rówieśnikami. Pandemia zabrała dzieciom szkołę. Początkowo było to dla nich powodem do radości, ale szybko to uczucie ustąpiło miejsca tęsknocie. Po czasie wszyscy, dzieci i rodzice, zaczęliśmy patrzeć na szkołę inaczej niż na przykry obowiązek. Zaczęło jej bardzo brakować. Nie przeczę były plusy nowej sytuacji. Kiedy wszyscy byliśmy razem w domu 24 godziny na dobę, czas który do tej pory poświęcaliśmy na dojazdy można było przeznaczyć na wspólną zabawę, pogłębienie relacji. Tyle, że rodzice byli  nie zawsze dostępni i nie zawsze w dobrej formie… dla wielu rodzin te kilka tygodni było trudną  walką o przetrwanie. Myślę, że nawet w domach, w których mimo lock downu sytuacja była stabilna finansowo i emocjonalnie, po dłuższym czasie wszyscy mieli już serdecznie dość odosobnienia.
To co przeżywali rodzice w domach pracując zdalnie i jednocześnie opiekując się dziećmi można było obejrzeć na filmikach krążących po sieci. Mój ulubiony to ten z wywiadem eksperta dla BBC. Podczas wejścia live, który transmitowany był prosto z domu, do pokoju wdarły się dzieciaki, a za nimi spanikowana mama, która chwyciła latorośle i je stamtąd pośpiesznie wyciągnęła.  https://www.rmf24.pl/ciekawostki/news-dzieci-przerwaly-wywiad-dla-bbc-musicie-to-zobaczyc,nId,2367266
 
Tego typu filmy i memy, choć zabawne, dawały jedynie nikłe pojęcie o codziennych zmaganiach  rodziców. Jedna z koleżanek pisała do mnie  w marcu: „Nie jest łatwo ogarnąć wszystko w domu jednocześnie, pracujemy oboje zdalnie i jeszcze dzieci, do tego dom, więc czasami już nie daję  rady, ale musimy to jakoś przetrwać. Dzisiaj wzięłam pół dnia wolnego, żeby skupić się wyłącznie na dzieciach i rodzince:)”
W pierwszym tygodniu, podczas którego szkoły i przedszkola zostały zamknięte zaczęło się testowanie różnych form zdalnego kontaktu. System Librus, wykorzystywany do tej pory sporadycznie, stał się głównym narzędziem komunikacji rodzic – szkoła. Potem testowano platformy oferujące spotkania grupowe on – line. Pamiętam, że przez pierwszy tydzień nawet nie włączyliśmy Librusa. Potrzebowaliśmy odnaleźć się w nowym położeniu, przetrawić to co się dzieje, zebrać myśli. Postanowiliśmy, że dla higieny psychicznej całej rodziny wrzucamy na luz. Na szczęście okazało się, że u nas w szkole w tym pierwszym tygodniu niewiele się działo. Gdy słyszałam od znajomych, że u nich nauka idzie już pełną parą i dzieciaki są przytłoczone zadaniami, byłam zdziwiona. Jakby nic się nie stało, a przecież stanęliśmy nagle wobec globalnego lęku o przyszłość. Nawał pracy jaka spadła na dzieci w pierwszych dniach pandemii to nie liczenie się z dziećmi, ich psychiką i potrzebami. Wszystkim należała się chwila oddechu. Później gdy nabraliśmy sił szybko nadrolbliliśmy zaległości. Podczas pierwszej lekcji on – line wychowawczyni nie zaczęła od listy zadań i prac domowych, ale od pytań: „jak się czujecie? „, „co u was słychać? „. Dzieci dostały wiele wsparcia w słowach: „rozumiem was, mi też jest trudno, ale pamiętajcie zawsze jestem tu dla was gdybyście potrzebowali”, „będziemy w tym razem”, „zawsze możemy porozmawiać”. Dopiero następnego dnia odbyły się „normalne” zajęcia. Wychowawczyni, mimo początkowych problemów technicznych, udało się poprowadzić lekcje. Dzieci łączyły się codziennie o wyznaczonej porze on- line i wraz z panią przerabiały materiał. My rodzice, nie musieliśmy siedzieć i tłumaczyć zasad gramatyki i ortografii, uczyć rozwiązywania coraz bardziej skomplikowanych zadań matematycznych – to wszystko robiła nauczycielka. Uczyła i potrafiła zmobilizować do systematycznej pracy.  Moje najstarsze dziecko na sytuację zamknięcia i zagrożenia wirusem zareagowało bardzo dużym lękiem do tego stopnia, że bało się w ogóle wychodzić na zewnątrz. Systematyczna praca w wirtualnej szkole podtrzymywała na duchu. Z relacji znajomych wiem, że dla dzieci bardzo ważny był codzienny regularny kontakt przynajmniej on- line z rówieśnikami. Stałość, regularność, to że pani dała radę i naprawdę była z nimi, dało dzieciom w czasie największego chaosu i lęku poczucie bezpieczeństwa. Wesprzeć dziecko w czasie kiedy wszystko się wali i nic nie wiadomo, dać mu poczucie bezpieczeństwa – to  bardzo dużo. Wesprzeć dziecko i przez to dać wsparcie całej rodzinie, zabrać rodzicom z barków nauczanie domowe, przy wszystkich wyzwaniach codzienności z jakimi się mierzą  – to bardzo  dużo! Tak nasza pani wsparła nie tylko dzieci ale i nas – rodziców.
Szczęśliwie dotrwaliśmy do końca roku szkolnego. Potem przyszły wakacje, które dały chwilę oddechu. Mimo to jak nigdy wypatrywałam z utęsknieniem września. Chyba nie byłam w tym odosobniona.
Euforia września udzieliła się wszystkim. Gdy patrzyłam na pełne entuzjazmu kolorowe korowody rodziców i dzieci jadących rano do szkoły – rowerami, hulajnogamj, deskorolkami – serce rosło. W mury szkolne znów wrócił gwar i śmiech. Radości ze spotkań z kolegami i koleżankami z klasy nie było końca. Znajoma nazwała tą euforię – „efektem lock downu” . Opisała, że jej nieśmiałe dzieci, które ociągały się co rano przed pójściem do szkoły, teraz wstawały chętnie, a po chwili były zwarte i gotowe do wyjścia, a od progu szkoły żegnały się zwykłym „no to cześć”.

Mojemu dziecku zdarzyło się nawet raz rozpłakać, gdy zdecydowałam, że nie pójdzie do szkoły bo ma katar. Płakało za szkołą!

Początek września i powrót do szkół nie był taki jak zwykle też z innego powodu. Rodzice, dzieci i pracownicy szkoły musieliśmy nauczyć się funkcjonowania w reżimie sanitarnym, przestrzegania zasad, organizacji ruchu. I tu ogromny podziw dla dyrekcji i pracowników szkoły. Jak bardzo trudny i emocjonalnie napięty był to czas wiedzą chyba tylko oni sami. Ja byłam świadkiem tylko kilku sytuacji: chłopca, który zrobił awanturę nauczycielkom, bo noszenie maseczki na korytarzu i w szatni narusza jego wolność osobistą. Rodziców dyskutujących dlaczego parking dla rowerów jest zamknięty w przedszkolu, a potem gdy już został otwarty awantura jednego z ojców, że przecież przez ten parking dzieci się pozarażają (te same dzieci, które widza się cały dzień w przedszkolu). Pani szatniarka, która do tej pory miała dość spokojne zajęcie nagle stała się kluczowym pracownikiem szkoły koordynującym ruch setek zdezorientowanych rodziców i uczniów. Szczerze podziwiałam jej cierpliwość i sumienność przy pilnowaniu, żebyśmy faktycznie wszyscy zdezynfekowali ręce i żeby żadne dziecko nie wyszło ze szkoły samo, bez zgody rodzica na piśmie. Wszystko to robiła ze stanowczością ale i pięknym uśmiechem. Ona także dała nam poczucie bezpieczeństwa.

Teraz jesteśmy w chwili gdy pandemia rozkręca się niepokojąco szybko. Dobowy przyrost chorych jest niebezpiecznie wysoki. Znów nie wiadomo co będzie ze szkolą? Z paru rozmów wiem, że nauczyciele są na skraju wytrzymałości, od miesięcy żyją w sporym stresie. Spoczywa na nich duża odpowiedzialność i czują się zdani sami na siebie.

Pracownicy służb medycznych dostali oklaski i bardzo słusznie. Jestem mamą i przepełnia mnie wdzięczność dla nauczycieli, pracowników szkół którzy wspierają dzieci jak mogą najlepiej, często zmagając się z lękiem o własne zdrowie, z trudnymi emocjami i dezorientacją rodziców i uczniów. Wykonują sumiennie powierzone im zadania, co w czasie niepewności jutra ma bardzo duża wartość. Dzisiaj biję brawo pracownikom oświaty i z okazji ich święta życzę im zdrowia, satysfakcji z pracy i aby doświadczyli w życiu wiele dobra.

Dzień dziewczynek 11.10.2020

Moja córka co wieczór prosi bym opowiedziała jej przed snem: ”Czerwonego  Kapturka”. Bardzo nie lubię momentu, w którym mama wysyła córkę do babci przez las i mówi: „tylko nie rozmawiaj po drodze z nieznajomym”. Myślę sobie: dziewczynka zaraz pójdzie do lasu, spotka wilka i „porozmawia”, po czym zostanie zjedzona i to będzie jej wina, bo przecież mama jej mówiła. Tyle, że pewnie wcześniej słyszała też inne rzeczy, jak na  przykład to, że trzeba być grzeczną, miłą, ładnie odpowiadać gdy ktoś pyta, że to nie ważne czy chcesz dać buziaka na powitanie cioci czy babci, masz dać bo inaczej dorosły się obrazi. Może dostała czasem klapsa, albo regularne lanie. Może słyszała, że dzieci i ryby głosu nie mają i mnóstwo innych rzeczy, które stawiają ją na przegranej pozycji już na starcie. Już w momencie w którym chwyta za koszyk i przekracza próg domu. To dziecko jest tak niepewne siebie, że zupełnie nie ufa swoim odczuciom. Nawet gdy widzi wilka w łóżku babci, zamiast brać nogi za pas, idzie prosto w jego paszczę. Ta bajka wcale nie kończy się happy endem. W oryginalnej wersji spisanej przez Braci Grimm wilk pożera dziewczynkę i tyle. Zakończenie z leśniczym, który rozpruwa brzuch wilka i ratuje niewiasty zostało wymyślone później. Ta  bajka uwiera, daje do myślenia. Mobilizuje by wychowywać córkę tak, by wiedziała, że nie musi być miła, może ufać swoim odczuciom, ma prawo podnosić alarm gdy coś ją niepokoi. Chcę żeby znała swoje granice i umiała ich bronić. To dla mnie ważne. Chciałabym ją nauczyć, że jej emocje mają znaczenie i komunikują coś ważnego. Wszystkie bez wyjątku, nawet gniew, który mam wrażenie jest otoczony jakąś aurą tabu. Jakby był emocją nie na miejscu, która szczególnie  nie przystoi  dziewczynkom. A właśnie, że przystoi!

Dzisiaj dzień dziewczynek. Jestem matką wspaniałych córek i świętujemy!

 

 

Say something…

Wpis muzyczny :). A czemu nie ;)?

 

Na początku nie lubiłam Justina. Nie kręcił mnie amerykański POP lat 90-tych, ani jego gwiazdy. Britnej, Take That, N Sync, Backstreet Boys itp. O Timberlejku myślałam: kolejny słodki, lukrowany chłopiec. Ale…kilka razy mi zaimponował. I zmieniłam zdanie.

Zaczęło się od piosenki napisanej do ścieżki dźwiękowej do filmu „Trolls” pt. „Can’t stop the filling” – zachwycił mnie i sam kawałek i  teledysk. Klip ma ciekawe przesłanie. Tańczą w nim ludzie w różnych codziennych sytuacjach. Kobieta w pralni,  ekspedient w sklepie, biznesmen, fryzjer.  Szara codzienność tych ludzi zmienia się pod wpływem muzyki, która ujawnia drzemiącą w nich radość i energię. Życzę sobie takiej energii na co dzień. „Supcio chrupcio” jak mówią moje dzieciaki.

Kolejnym odkryciem była dla mnie piosenka „Say something”. Po pierwsze piękna, po drugie z ciekawym przesłaniem – gdy jesteś gwiazdą, sławą, wszyscy o tobie wszystko wiedzą i można być tym zmęczonym. Mieć dość ciągłej atencji i bezustannego nagabywania: „no powiedz coś,  powiedz coś”. Z jednej strony trudno się temu oprzeć, to uwielbienie milionów wciąga jak rytm piosenki. Gdy każde twoje słowo jest jak złoto, nie ważne co powiesz, zaraz się ukaże w milionach egzemplarzy, w gazetach w Internetach itp. można się w tym zatracić. Justin konkluduje „może czasem najwięcej można powiedzieć nie mówiąc nic”? I jeszcze jedno zdanie z tej piosenki zwróciło moją uwagę: „maybe I’m looking for something I’can’t have” – „Może szukam czegoś, czego nie mogę mieć”. Wokalistów, aktorów, wszelkiej maści celebrytów, ludzi z współczesnego Parnasu traktujemy jak pół- bogów. Mam wrażenie, że świat nieustannie ich konsumuje. W zamian za ubóstwienie zjada ich żywcem. Ocalić w celebrycie człowieka  może..cisza, przyznanie  – nie mam nic do powiedzenia… , ja też mam swoje „I can’t have” – braki, tęsknoty, niespełnienia.  Jestem pod wrażeniem dojrzałości tego utworu i jego przekazu.

 

Trzeci moment, w którym artysta mi zaimponował to wtedy gdy po doniesieniach jednej z  gazet, że przyłapano go w klubie z koleżanką w dwuznacznej sytuacji, publicznie przeprosił swoja żonę. Powiedział też, że wstyd mu także ze względu na syna. Wie, że on uczy się traktowania kobiet od ojca i nie chce być dla niego złym przykłądem. To jakiś ewenement. Nie słyszałam żeby ktoś z celebrytów zrobił coś podobnego. Podziwiam! Małżeństwo Justina przetrwało próbę. Spodziewają się drugiego dziecka. Gorąco im kibicuję.

 

Jest jeszcze jedna, rzecz za którą wokalistę darzę  sympatią. Jest bardzo podobny do mojego brata. Wygląda jak jego wersja blond (tak, tak, mam super przystojnego brata i do tego żonatego z superpiękną bratową 🙂 Nie tylko ja tak uważam. Moje pociechy widząc raz teledysk Justina powiedziały – Ojacie jak wujek ładnie śpiewa! 😉

 

Oceniłam Justina i wrzuciłam w szufladkę, której myślałam, że nigdy nie otworzę. A tu proszę. Zaczęłam ostatnio wracać do kawałków z jego młodości. Znalazłam taką perełkę:

https://www.youtube.com/watch?v=QUuKvHHt8Sk&list=RDDksSPZTZES0&index=26

 

Tekst prosty, „Jesteś szalona” wersja POP, ale co tam. Teledysk to mistrzostwo animacji. Muza super, a to co Justin robi w trzeciej minucie (dokładnie 3:40) zamienia POP w Stoner  Rocka (którego  uwielbiam) – poezja! Cieszę się, że odkryłam Timberlejka na nowo.

 

Dnia pełnego dobrych wibracji.

Pozdrawiam!