Czy mogę być sobą?

Wirtualny miś zostaje prezydentem, ludzie uwięzieni w systemie elektronicznego dozoru, wypracowują punkty, za które kupują pozór lepszego życia. „Black Mirror” serial stworzony przez Netflix zwraca uwagę na możliwe negatywne konsekwencje rozwoju nowych technologii. Serial daje do myślenia. Pokazuje jak technologie odczłowieczają ludzkość. Ostatnio dotarła do mnie informacja, po której stwierdziłam, że rzeczywistość przegoniła serial. Od 27 lutego do 3 kwietnia rozpocznie się trasa koncertowa jednej z największych gwiazd muzyki pop i R&B. Piosenkarka zawita z trasą do 26 miast Europy. Amsterdam, Liverpool, Manchester, Dublin, Bruksela, Wiedeń, Berlin – to tylko niektóre z nich. Pełen rozmach. Problem w tym, że piosenkarka nie żyje! Mowa o zmarłej w 2012 roku Whitney Houston. Na scenie wystąpi jej hologram.

W 2017 roku miał premierę dokument o życiu piosenkarki, zatytułowany w oryginale: „Whitney. Can I be me?” ( Whitney. Czy mogę być sobą?). Można w nim poznać wiele bolesnych faktów dotyczących życia gwiazdy. Nigdy nie przepracowaną traumę – molestowanie w dzieciństwie, toksyczny związek z mężem, trudne relacje z ojcem, siostrami, uzależnienie, zaniedbywanie jedynej córki. Reżyser udokumentował toczący się latami dramat zagubionej kobiety, która nie wiedziała do końca kim jest. Przy tym całym cierpieniu kariera, sława coś co dla wielu jest wyznacznikiem szczęścia i spełnienia, przestały ją cieszyć. Czuła się wtłoczona w rolę – wielkiej gwiazdy, grającej ku rozrywce milionów, których nie obchodzi ona sama, to co się z nią dzieje naprawdę, byleby śpiewała.

Dzisiaj, w przededniu planowanej trasy, pytanie z tytułu filmu brzmi szczególnie dramatycznie – „Can I be me” – Czy mogę być sobą? Okazuje się, że odpowiedź świata brzmi – NIE! Nie możesz być sobą, już dawno jesteś towarem na sprzedaż. Nadal chcemy ciebie mieć. Jak tresowaną małpkę. Będziemy sobie ciebie odtwarzać, włączać i wyłączać, przewijać, kiedy nam się spodoba, a ty już nic nie masz do gadania.

Osoba, która odeszła nie ma wpływu na sposób w jaki ją upamiętniamy. Gdy słuchamy jej muzyki, oglądamy film z jej udziałem, ożywiamy naszą pamięć i radośc płynącą z obcowania z jej twórczością. Ale hologram – to odtworzenie ciała danej osoby, mimiki, ruchów, które można zaprogramować w dowolny sposób i ubrać jak nam się podoba. To stwarza ogromne pole do manipulacji wizerunkiem. Co więcej zakłóca spokój pamięci o zmarłej. Przyzwyczajeni do konsumowania wytworów kultury, zaczęliśmy konsumowac i jej twórców. Niepostrzerzenie przekroczyliśmy granicę, po przejściu której po mału się odczłowieczamy.

Podobno na Whitney pomysł z hologramami zmarłych artystów się nie skończy. Kto wie, może niedługo będzie można pójść na koncert Elwisa, czy Boba Dylana? W mediach doniesienia na temat koncertu przedstwaiane są w samych superlatywach. Jedyne co niepokoi, to kwestia – dlaczego nie w Polsce?

Cytując portal chilizet: „Mamy jednak nadzieję, że taka trasa jeszcze się odbędzie, a fani Whitney z naszego kraju też będą mogli zobaczyć ją „na żywo”.” Ja mam nadzieję, że gwiazdy estrady będą miały w przyszłości możliwość złożenia jakiejś deklaracji, dotyczącej chęci/lub braku chęci pośmiertnego występowania jako hologram.

 

 

 

Obraz David Mark z Pixabay

Droga w górę

Jedziemy w Bieszczady. Witają nas upały. Przez wiele dni temperatura nie spada poniżej 30 stopni. Nocujemy z mężem i naszą dwuletnią latoroślą u koleżanki. Gospodyni na rodzinną wyprawę poleca jedną z tamtejszych gór. – To łatwa góra. Godzinka i będziecie na szczycie – słyszymy. Ruszamy na luzie. Ja (wstyd przyznać) mam na nogach sandały. Jesteśmy przekonani że czeka nas spokojny spacerek. Mamy kondycję mieszczuchów, których głównym sportem są przechadzki po parku lub wyprawy do sklepu. Wspinamy się już godzinę a szczytu nie widać. Morale w drużynie zaczyna padać. Nasza pociecha już dawno odmówiła samodzielnego marszu, niesiemy ją na zmianę. Utrudzeni drogą co jakiś czas pytamy schodzących turystów – daleko na szczyt? Słyszymy enigmatyczne odpowiedzi: „jeszcze kawałek”, „niedaleko”. Ktoś rzuca: „czeka was długa i trudna droga”. Wspinamy się dalej, brakuje tchu, upał i marudzący co krok dwulatek dają się we znaki. Zastanawiam się jak znajoma daje radę przejść tą trasę w godzinę? Mamy dość. Nasze dziecko wychodzi ze skóry. Płacze. Po chwili odpoczynku zbieramy się i idziemy dalej. Wreszcie docieramy na szczyt. Ten widok! Błękitne niebo jest jakby na wyciągniecie ręki. Jak okiem sięgnąć porośnięte soczystą zielenią połoniny. Są piękne! Czujemy wielką satysfakcję. Jesteśmy szczęśliwi. Odpoczywamy w schronisku popijając herbatę. Nie czujemy już trudów drogi, w naszych żyłach płynie radość!

Małżeńskie wspinaczki

Gdy dołączyłam do akcji #celebrujemymiłość wróciło do mnie to wspomnienie z wakacji. Wyprawa w góry ma dużo wspólnego z małżeństwem. Najpierw myślimy, że to będzie lekki spacerek. Idziemy w sandałach. Myślimy, że nasza miłość, umiejętności powinny wystarczyć. Będzie lekko, miło i przyjemnie. Czasem wystarczy godzina marszu by zobaczyć, że z naszymi siłami krucho, a to co miało być lekkie wymaga od nas więcej niż umiemy. „Czeka was długa i trudna droga” – wcale nie chcesz usłyszeć takich słów, gdy padasz z nóg. Wolałbyś usłyszeć – „jeszcze tylko krok i z górki”. Nasze oczekiwania i projekcje zderzają się z rzeczywistością. Co wtedy? Tu przypomina mi się zdanie, które kiedyś usłyszałam – „miłość to decyzja”. Kochać to zdecydować by iść dalej. Wspinać się pod górę i przyjąć rzeczywistość taką jaka jest. To znaczy – że nie jesteśmy dobrze przygotowani, a góra jest trudniejsza niż przypuszczaliśmy. Bóg nieustannie daje nam odczuć, że na naszej małżeńskiej drodze nie jesteśmy sami. On jest. Dba o nas, o to byśmy wzrastali i nie zgubili się na szlaku. Nie raz doświadczyliśmy, że bierze nas na ręce i przenosi ponad tym, co nas przerasta. Dzięki Jego łasce mamy szansę dotrzeć na szczyt, zobaczyć co tam jest? Jakie piękno, radość na nas czeka?

Stuknęła nam dziesiątka!

W tym roku będziemy obchodzić dziesiątą rocznicę ślubu. Co za nami? Wiele skał, na które wdrapaliśmy się ostatkiem sił, obtarte kolana, odciski, doświadczenie, że tam gdzie kończą się nasze siły z pomocą przychodzi Boża łaska. Wielka satysfakcja, że dotarliśmy tu gdzie jesteśmy. Jeszcze bardziej sobie bliscy, wciąż stęsknieni swojej obecności. Jaki piękny widok! Wspaniałe dzieci, które po kolei dołączały do ekspedycji. Świętowanie to chwila wytchnienia przed dalszym etapem drogi. Ważne by celebrować miłość, by o nią dbać.

Celebrować miłość w wielkim mieście

Czasem mam wrażenie, że żyjemy w bębnie pralki. Ledwie przewalą się jedne sprawy, dochodzą kolejne. Bieganina, brak wytchnienia. Gd myślisz, że pora na przerwę program przechodzi w fazę: wirowanie. Jak w bębnie pralki celebrować miłość? Myślę, że kiedyś będziemy się z tego śmiać, tęsknić i zastanawiać się czemu dzieci nie dzwonią albo nie maja czasu odwiedzić starych rodziców. Na razie o każdy skrawek czasu we dwoje musimy zawalczyć. Im mniej czasu, tym bardziej go potrzebujemy. Nieodzowne są opiekunki, sąsiedzi, czasem gdy już nie ma innej opcji randki balkonowe kiedy dzieci zasną, (nasz przepis: kocyk + świeczki + współmałżonek) – wtedy masz przynajmniej wrażenie, że wyszedłeś z domu.

Adoracja

Jeden z dziennikarzy żalił się Matce Teresie, że jest bardzo zabiegany. Gdy poleciła mu by poświęcił na adorację Najświętszego Sakramentu godzinę dziennie, obruszył się i powiedział, że nie ma na to czasu. W odpowiedzi Matka Teresa zaleciła swojemu rozmówcy dwie godziny adoracji dziennie. Zwróciła mu uwagę, że im mniej ma czasu na relację z Bogiem, tym bardziej powinien o nią zabiegać. Podobnie jest z relacją małżeńską. Jeśli nie udaje się zorganizować jednej randki z mężem czy żoną w tygodniu, to trzeba znaleźć czas na dwie.  Małżeństwo potrzebuje adoracji, także tej wzajemnej. Im mniej na nią czasu im więcej spraw, wyzwań tym bardziej czas spędzony tylko we dwoje jest potrzebny.

Z radością zaczynamy świętowanie!  Dla Ciebie mój ukochany wiersz i piosenka do której tańczyliśmy nasz pierwszy taniec:

 

Pękł

 

Pękł bęben pralki
do którego napakowałam
zbyt wiele wszystkiego
co było

Jak to?

dziwili się ludzie
Jak może pęknąć taki mocny bęben?

odwróciłam głowę
poszłam w miasto
z mokrymi włosami

a ty dogoniłeś mnie
usiedliśmy razem przy pomniku
jakiejś starej kobiety
jak dwa zmoknięte
gołębie
patrzyliśmy w ciszy na ciągnącego ulicą
węża smoły

trzeba wracać
powiedziałeś
gładząc skrzydła
unieśliśmy się za ręce

wróciliśmy tam
skąd żeśmy przyszli
i w skupieniu
cegła po cegle
budowaliśmy
na nowo

czas, który przestał nas dzielić
stał się miękki i ciepły
wyciągałeś mi z włosów odłamki szkła
a ja czyściłam z sadzy
twoje okna

 

Nasza piosenka 🙂 : https://www.youtube.com/watch?v=YxC-ptcZH34

_____________________________

Tekst powstał w ramach „Międzynarodowego Tygodnia Małżeństwa w Internecie”