Wdzięczne serce

Nieprzespana noc. Chore dzieci­­­­. Natłok obowiązków. Wybuch gniewu. Poczucie winy. Niemoc. To wszystko zaniosłam pewnego dnia na mszę świętą. W Kościele usłyszałam czytanie z pierwszego listu do Tesaloniczan. Najbardziej utkwiło mi w pamięci zdanie: „W każdym położeniu dziękujcie.” Zastanawiałam się jak wcielić takie wezwanie w życie? Pierwsze co pomyślałam – tego nie da się zrobić!

Jak mam dziękować „w każdym położeniu”? To znaczy, teraz też? Rozumiem, dziękować za dobry czas, kiedy wszystko się układa. Ale dzisiaj? Kiedy jest mi ciężko, czuję się bezsilna, jestem zdenerwowana? W innej sytuacji przyjęłabym to zdanie bez zastrzeżeń, ale w tej chwili – nie, nie i jeszcze raz nie!
A jednak? Jakby to było, gdybym podziękowała za trudne emocje i wydarzenia dzisiejszego dnia ? Spróbowałam i … zrozumiałam, o co chodzi.

Kiedy dzieje się coś złego, rośnie we mnie złość, obwiniam się, szukam winy u innych. Uruchamia się lawina gniewu, która działa na mnie destrukcyjnie. Gdy podziękowałam w tej konkretnej sytuacji – skończyło się. Przestałam obwiniać. Zaakceptowałam zaistniałe wydarzenie. To dało mi do myślenia. Postanowiłam częściej dziękować.

Ta praktyka pomogła mi przyjąć siebie, moje ograniczenia, słabości, moją historię, życie z jego pięknem i bólem. Nie oznacza to, że spoczęłam na laurach i wpadłam w samozachwyt. Myślę, że trzeba nieustannie pracować nad sobą i się rozwijać. Natomiast przekonałam się, że zrozumienie i akceptacja siebie dodaje skrzydeł i czyni tę pracę radośniejszą i efektywniejszą.

My mamy, niejednokrotnie żyjemy pod presją cudzych oczekiwań. Bywa, że rzeczywistość boleśnie weryfikuje nasze własne plany i wyobrażenia o sobie. Czasem dręczy nas myśl, że nie jesteśmy wystarczająco dobre. Dziękowanie za trudne sytuacje, uczy mnie przyjmować moje macierzyństwo. Pomaga spojrzeć na siebie z miłosierdziem, dostrzec piękno moich talentów, umiejętności, pasji, które wkładam w opiekę nad rodziną i domem. Pozwala też przyjąć to, że nie zawsze „ogarniam”.

Dziękuję także za trudne relacje, które pojawiają się w moim życiu. Każda z nich czegoś mnie uczy.

Usłyszałam kiedyś takie zdanie: „Odkąd przestałam martwić się rzeczami, na które nie mam wpływu, mam wpływ na więcej rzeczy”. Gdy serce staje się wypełnione wdzięcznością, coraz mniej w nim miejsca na to, co zbędne, na zamartwianie się sprawami, na które nic nie mogę poradzić. Zyskuję przestrzeń, by zająć się tym, co ważne, co dzieje się tu i teraz.

Fragment: „W każdym położeniu dziękujcie.” z listu świętego Pawła, który usłyszałam w chwili kryzysu, początkowo wydał mi się niemożliwy do zrealizowania. Później jednak sprowokował mnie do zmiany myślenia. To prawda! Doświadczyłam tego, że dziękczynienie ma uzdrawiającą moc.

„Wykładamy się na szacunku”

Pozwoliłam sobie zaczerpnąć tytuł dzisiejszego wpisu z artykułu, który ukazał się jakiś czas temu na Deonie1. Tekst dotyczył wspólnoty charyzmatycznej, a konkretne zdanie pojawiło się w kontekście ekumenizmu w Kościele. Ksiądz Tomasz Szałanda zauważył, że brak szacunku często uniemożliwia nam otwarcie się na ludzi innych wyznań. Myślę, że trafił w sedno. Brak wzajemnego szacunku, a obecnie wręcz chroniczny jego deficyt, niszczy szeroko rozumiane relacje międzyludzkie.

 

Bóg jako środek do celu?

Niepokoi mnie, jak my wierzący i praktykujący katolicy potrafimy potraktować ludzi, z którymi się nie zgadzamy. Swoistą nowomową stało się obecnie instrumentalne traktowanie Słowa Bożego i ubliżanie innym za jego pomocą. Nazywanie osób o odmiennych poglądach „szatanem”, „Piłatem”. Czy taka postawa może kogokolwiek pociągać ku Bogu?

Znakiem naszych czasów jest brak hamulców, by obrażać i deprecjonować ludzi uważanych do tej pory za autorytety. Świadczy o tym chociażby notoryczny atak na papieża, podważanie jego wiarygodności i poczytalności. Czy jeszcze mamy jakieś autorytety? Za czasów Jana Pawła II, Benedykta XVI, nie do pomyślenia było (przynajmniej w Polsce) , żeby nazywać papieża szaleńcem czy heretykiem.

Słowo Boże coraz częściej służy do manipulowania i obrony własnych poglądów i interesów. Bóg ma zapewnić przewagę, zaświadczyć o sile, władzy. Na ustach ludzi zionących nienawiścią do wszystkiego co niepolskie i niekatolickie, słowa: „Jeśli Bóg z nami, to któż przeciwko nam” – napawają niepokojem. W mikroskali także da się zaobserwować to zjawisko. Przerzucamy się cytatami z Pisma Świętego w naszych sporach. Często tylko po to, by zmiażdżyć przeciwnika swoją racją. Widać to chociażby w dyskusjach toczących się w komentarzach na portalach katolickich.

 

Modlę się żebyś … „odszedł do domu Ojca”

Znajoma opowiadała mi przypadek pewnej kobiety. Uczestniczyła wraz z nią w warsztatach Pisania Ikon. W trakcie zajęć dzieliła się doświadczeniem swojej wiary. Sumiennie praktykowała wszelkie nabożeństwa, brała udział w wielu rekolekcjach. Wspomniała, że nie układa jej się w małżeństwie. Uważała się za osobę wierzącą i nie uznawała rozwodów. Znalazła inne rozwiązanie. Wytrwale modliła się o śmierć swojego męża. Zadziwiła mnie ta historia i „pobożność” obłudnej żony. Kilka tygodni później usłyszałam o księdzu, który przyznaje publicznie w kazaniu, że modli się o śmierć dla Papieża. Przeraziło mnie to.

 

Różańcowy prawy sierpowy

Przeglądając Internet trafiłam kiedyś na artykuł zatytułowany- „Katolicki nokaut!”2. O co może chodzić? – myślałam. Czyżby krewki kapłan zdzielił prawym sierpowym jakiegoś nieszczęśnika? Ku mojemu zdziwieniu tekst dotyczył modlitwy różańcowej. Autor artykułu użył sformułowania „katolicki nokaut” w odniesieniu do inicjatywy „Różańca na granicach”, podkreślając w ten sposób dużą liczebność wiernych, uczestniczących w tym przedsięwzięciu. Zmroziło mnie. Czy modlitwa nie jest aktem miłości i troski? Modląc się w intencji kraju modlę się za wszystkich jego mieszkańców, nie po to by kogoś zdzielić w twarz jak bokser na ringu. Takie wykorzystywanie różańca budzi niesmak.

 

„Sorry – taki mamy klimat”?

Są rzeczy, których dopuszczali się ludzie Kościoła, które są ranami w dziejach ludzkości. We wspólnocie ewangelizacyjnej, w której byłam uczyliśmy się jak odpowiadać na zarzuty. Zapamiętałam taką ripostę: „Kościół  nie jest wspólnotą świętych, ale grzeszników, którzy chcą być święci”. Zdanie samo w sobie jest prawdziwe. Wzywa, by nie potępiać innych. Jesteśmy grzesznikami. Póki żyjemy, mamy szansę być święci. Tyle, że to nas nie usprawiedliwia. Nie możemy wyjść do drugiego człowieka z podejściem: doznałeś zranienia, zgorszenia w KK? – „Sorry, taki mamy klimat”. Nie tędy droga! Gdy widzimy, że coś w naszej wspólnocie „nie gra” nie możemy być bezczynni, udawać, że nic się nie stało. Ukrywanie problemów, przestępstw, które po latach wychodzą na światło dzienne w atmosferze skandalu, gorszy ludzi i zniechęca do Kościoła. Molestowanie jest przedmiotowym traktowaniem drugiego człowieka, uderza w jego godność. Nie może być przemilczane! Jesteśmy zobowiązani zło nazywać złem i zadośćuczynić ofiarom, które doznały cierpienia.

 

Rodzina

Kościół jest dobry, doświadczam tego. Dzięki niemu nawiązałam relację z Bogiem, poznałam wielu wartościowych, dzielnych, pięknych ludzi. Łapie się za głowę, gdy dzieją się w nim rzeczy jak te wspomniane wyżej. Boli mnie to. Po co o tym piszę? Bo myślę, że potrzebny jest otwarty dialog o tym co trudne. Tak jak w rodzinie. Myślę że rodzina, w której każdy może swobodnie powiedzieć co go boli i zostanie wysłuchany, jest zdrowa. Daje jej członkom poczucie bezpieczeństwa. W takiej, w której nie można powiedzieć nic krytycznego, bo inaczej będzie awantura albo ciche dni – dzieje się coś niedobrego.

 

Miłość i szacunek

Nie jest wszystko jedno, jak odnosimy się do siebie nawzajem. Drzemią w nas pokłady złości i agresji, której nie wahamy się uzewnętrzniać. Przeraża retoryka nienawiści pod osłoną Ewangelii. Powtórzę zdanie za księdzem Tomaszem Szałandą: „to nie na doktrynie się wykładamy, a na szacunku”. Bez szacunku nie można niczego zbudować.

Niedawno napisałam artykuł pod tytułem „Spoiwo”3 .Rozwijając myśl Papieża Franciszka, którą tamże cytuję, fundamentem Kościoła – budowli, jest Chrystus, my – kamieniami. Spoiwo – to coś co spaja budowlę. Czy w ferworze walki o racje, nie zapominamy o wadze relacji międzyludzkich? Gdzie ma się ukazać oblicze Boga, jeśli nie w nich? We wzajemnym praktykowaniu miłości, otwartości, szacunku, życzliwości? Jeśli tego brakuje, choćbyśmy zręcznie żonglowali cytatami z „Pisma Świętego”, mówili piękne świadectwa, porywające kazania, nokautowali liczebnością i siłą – nie przybliżamy ludziom Ewangelii.

Kościół jest misyjny, będąc jego częścią jesteśmy posłani by przekazywać Dobrą Nowinę. Ludzie zanim zaczną czytać Słowo Boże­, najpierw czytają nasze życie. Bez szacunku nie można głosić prawdy o Zbawieniu.

 

 

 

 

Przypisy

 

1https://www.deon.pl/magazyn/maj-2018/art,11,to-nie-na-doktrynie-sie-wykladamy-a-na-szacunku-rozmowa.html

 

2Artykuł usunięty z portalu Fronda.pl, treść sprostowania można znaleźć tutaj: https://krknews.pl/rozaniec-granic-czyli-katolicki-nokaut/

https://tysol.pl/a19858-Jerzy-Bukowski-Boze-Cialo-Katolicki-nokaut

 

3https://almadecasa.blog.deon.pl/2018/07/26/spoiwo/