Kamień węgielny
Według badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego liczba wiernych w kościele sukcesywnie maleje. Od lat daje się zaobserwować także spadek powołań kapłańskich i zakonnych.
„Kościół jest „domem Boga”, miejscem Jego obecności, w którym możemy Go znaleźć i spotkać. (…)Jesteśmy żywymi kamieniami Bożej budowli, głęboko zjednoczonymi z Chrystusem – który jest kamieniem węgielnym – i między sobą.(…) wszyscy w Kościele jesteśmy równi. Wszyscy powinniśmy ubogacać Kościół naszym życiem, sercem i umysłem.” Mówił Papież Franciszek.
Spoiwo
My świeccy wraz z osobami konsekrowanymi współtworzymy Kościół. Co się takiego dzieje, że nasza wspólnota, z roku na rok się kurczy? Szukając przyczyn zaistniałej sytuacji wiele osób wskazuje na wpływ czynników zewnętrznych – mody idące z zachodu, konsumpcyjny styl życia, sekularyzację. Chciałabym zwrócić uwagę na coś innego. Przypatrzmy się naszym wzajemnym relacjom. Czy spoiwem między nami – kamieniami Bożej świątyni nie powinna być miłość? Podam kilka przykładów tego co może być przeszkodą w budowaniu jedności.
Różne perspektywy
Trwa Msza Święta. Jestem po nieprzespanej nocy (moje ząbkujące dziecko budziło się sześć razy). Kazanie monotonne. Zaczyna morzyć mnie sen. Myślę: potrzebuję słów, które mnie zaciekawią, wciągną, obudzą. Jestem zirytowana. Po skończonej homilii, podczas modlitwy wiernych kapłan zwraca się do nas: „Chciałbym was gorąco poprosić o modlitwę za mojego zmarłego tatę. Był ciężko chory, bardzo cierpiał. Zmarł dziś rano.” Zawstydziłam się: co ja wiem o tym człowieku? O tym co przeżywa? Jak łatwo jest mi oceniać, denerwować się, gdy dana sytuacja nie spełnia moich oczekiwań.
Co o sobie wiemy?
Miewamy za złe księżom, że nie znają realiów życia małżeńskiego, że przez to nie potrafią dawać dobrych rad, a homilie są oderwane od życia. Gdyby tak podejść do tego co nas dzieli ze zrozumieniem. Czy my znamy realia życia kapłańskiego? Wiemy jak to jest?
Kiedyśksiądz w mojej parafii powiedział w trakcie kazania: – Wszyscy potrzebujemy miłości, my księża także. To wywołało wśród zgromadzonych konsternację. Dotknął tabu. Gdyby tak porozmawiać o tym, jak o czymś normalnym? Kapłani, tak jak my, mają pragnienie miłości, bycia dla kogoś najważniejszą osobą, z którą będzie się dzieliło radości i troski. Ta potrzeba nie zostaje z chwilą przyjęcia święceń amputowana. Za to wyrzeczenie się takiej relacji jest warunkiem wejścia w stan kapłański. Czasem trzeba ogromnej pracy nad sobą, by nie ulec pokusom związanym z tym niezaspokojonym pragnieniem. Przypadki, gdy to się nie uda są chętnie prezentowane przez media. Wierność powołaniu nie jest medialna. Może być niedoceniana.
Przyjaźń
Papież Franciszek prosi o modlitwę za „utrudzonych i samotnych księży, którzy oddają się pracy duszpasterskiej, aby zostali pokrzepieni przyjaźnią z Panem i braćmi”.
Czy między wiernymi a księżmi przyjaźń jest możliwa? Czy nie jest uważana za niestosowną? Czy czasem nie chcemy by duchowni byli „nadludźmi” bez pragnień i potrzeb? Zasypujemy ich gradem oczekiwań. Ksiądz powinien być dyspozycyjny, zawsze wiedzieć co powiedzieć. Powinien być wyrozumiały, cierpliwy, nie mieć wahań, trudności, depresji. Przy takim założeniu mówienie o przeżywanych kryzysach, czy prośba o wsparcie, wydaje się nie na miejscu. Myślę, że warto zmienić sposób postrzegania i zobaczyć w księżach ludzi, takich jak my.
Modlitwa
Czy modlimy się za kapłanów? Bywa z tym różnie. Spodobała mi się idea akcji zorganizowanej w trakcie Mistrzostw Świata w piłce nożnej- duchowej adopcji naszych piłkarzy. Co byście powiedzieli na „Duchową adopcję kapłanów”? Wszak oni każdego dnia grają mecz o wszystko. Może dobrym rozwiązaniem byłaby wzajemna duchowa adopcja? Rodzina mogłaby objąć modlitwą danego kapłana, a on rodzinę? Myślę, że warto szukać sposobów wzajemnego wsparcia.
Nazywanie rzeczy po imieniu
Tym co nas wiernych czasem boli jest stosunek kapłana do parafian. Relacja człowieka do człowieka, która ma swój wyraz między innymi w słowach, które padają z ambony. Gdy ludzie słyszą zamiast kazania wywód o polityce, lub słowa które nie są krzepiące a frustrujące, często poprostu idą do innej parafii. Czasem się zniechęcają i przestają w ogóle przychodzić na mszę świętą. Każde odejście jest w moim odczuciu stratą, dla wiernego, ale także stratą dla Kościoła.
Kilka miesięcy temu nakładem wydawnictwa WAM ukazała się książka pod tytułem: ” Łobuzy. Grzesznicy mile widziani”autorstwa Piotra Żyłki, Grzegorza Kramera SJ i Łukasza Wojtusika. To co proponują „Łobuzy” w sytuacji, gdy słowa kapłana nas zaniepokoiły, czy zdenerwowały to szczera rozmowa. Rewolucyjne podejście! Wymaga odwagi, przełamania oporu, wstydu, ale wydaje mi się, że jest to dobra propozycja. Dlaczego? Bo u jej podstaw leży miłość i troska. Troska o konkretnego człowieka, ale i o Kościół jako wspólnotę. Jeśli kogoś nie kocham, nie zależy mi na nim, to po prostu go ignoruję, odchodzę. My wierni i kapłani razem współtworzymy Kościół, jesteśmy sobie potrzebni jesteśmy wspólnotą. Jesteśmy za siebie nawzajem odpowiedzialni. Może kapłan nie zdaje sobie sprawy jak działa na nas to co mówi? Może nasza uwaga zainspiruje go do zmiany, a przynajmniej do zastanowienia nad stylem wypowiedzi? Myślę, że warto spróbować. Widzę tu jednak pewną trudność.
Potrzeby
Zdarza się, że osoba świecka, a szczególnie kobieta nie jest traktowana przez kapłana jako partner do rozmowy. Jeśli chce zasięgnąć rady, opinii, wyspowiadać się, roztrząsnąć jakąś niezrozumiałą kwestię – ok! Duchowny chętnie ją oświeci. Ale, żeby to, co ona sama przynosi i mówi miało znaczenie, mogło coś wnieść? Z tym bywa trudniej.
Kiedyś rozmawiałam z księdzem, który posługiwał w naszej wspólnocie. Chciałam zasygnalizować pewien problem. Kapłan od początku rozmowy przyjął pozycję obronną i zaczął niepokojące mnie rzeczy tłumaczyć i usprawiedliwiać. Nie udało mi się przekonać go, że warto zająć się tą sprawą. W końcu poddałam się, to co powiedziałam po prostu „po nim spłynęło”. Problem pozostał.
Ignorowania doświadczają nie tylko kobiety. Kolega zachwycił się kursem Alfa (jest to cykl spotkań ewangelizacyjnych, który został zapoczątkowany w Kościele Anglikańskim). Miał z nim styczność zagranicą. Chciał zachęcić znajomego duszpasterza akademickiego, by zrobić kurs w parafii. Ksiądz powiedział, że to nie jest dobry pomysł. Po czym, po kilku miesiącach jednak kurs Alfa zorganizował. Inicjatywa spotkała się z dużym zainteresowaniem. Przysporzyła wspólnocie nowych członków. Kurs odbywa się w tej parafii już szereg lat. Kapłan szczyci się, że jest jedyny w naszym mieście, który prowadzi takie spotkania. Nie przyznał się, że pomysł dostał od osoby świeckiej. Chłopakowi było przykro.
My świeccy potrzebujemy czuć, że to co chcemy przekazać jest ważne, że nasz głos też się liczy. Czasem ta potrzeba spotyka się z murem obojętności.
Warto próbować?
Bywa, że doznajemy od kapłanów upokorzenia, w trakcie kazań jesteśmy strofowani jak dzieci, w bezpośrednich spotkaniach zbywani. Czy to zwalnia nas z obowiązku pracy nad budowaniem jedności w Kościele? Myślę, że nie.
Nie zdarzyło mi się zwrócić uwagi kapłanowi po kiepskim kazaniu, za to kilkakrotnie udało mi się podziękować za dobre. Reakcje były pozytywne. Kiedyś powiedziałam: „Bywają takie kazania, że człowiek musi walczyć, żeby się skupić, a to było tak poruszające, że nie dało się nie słuchać!”. Mój rozmówca się wzruszył. To mnie zastanowiło. Nie zdajemy sobie sprawy, że kapłani czują się czasem niedocenieni. Takie proste gesty mogą wiele znaczyć.
Dobry przykład
Miałam szczęście spotkać na swojej drodze duchownych, których postawa była budująca. Księdza Irka z liceum, który z wielką cierpliwością i otwartością wysłuchiwał wszelkich naszych zarzutów wobec Kościoła i wątpliwości dotyczących wiary. Dobrze wspominam także duszpasterza akademickiego Księdza Romana, który poświęcał nam studentom każdą wolną chwilę, znał po imieniu, czuliśmy się dla niego ważni. Szczególny sentyment mam do pewnego emerytowanego kapłana, który przed laty posługiwał w mojej parafii. Mówiliśmy między znajomymi: „Jeśli masz zły dzień idź na mszę do księdza Władysława.” Na czym polegał jego fenomen? Ów kapłan nie mówił porywających kazań. To nie było istotne. Jego gesty, mówiły więcej niż słowa. Gdy mówił „Pan z Wami” – czuliśmy, że on nam naprawdę błogosławi. Czy było nas trzy osoby na mszy porannej w tygodniu, czy kościół pełen ludzi w niedzielę, patrzył na każdego z promiennym uśmiechem. Był życzliwy ludziom, otwarty, ciepły. Czuliśmy, że się nami cieszy. Minęło wiele lat, a ja nadal mam ten obraz w sercu. Jak wspomniałam, nie same kazania są najważniejsze, liczy się to jak ksiądz odnosi się do ludzi.
Śpieszmy się kochać…
Ksiądz Jan Twardowski w jednym ze swoich wierszy napisał: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Można je odnieść do relacji w Kościele.
Kim bylibyśmy bez kapłanów? Kim oni byliby bez nas? Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Budowla nie powstanie bez kamieni.
Obie strony potrzebują wzajemnej troski i szczerego dialogu. Nieodzowna jest pamięć w modlitwie. Warto podjąć trud, by nasza wzajemna miłość mogła być znakiem obecności Boga w świecie.
Przypisy