Paryż 2002
Na Europejskie Spotkanie Młodych (ESM) w Paryżu ruszam już jako studentka Akademii Sztuk Pięknych. Paryż – miasto Mony Lisy, wieży Eiffla, gości młodych ludzi z różnych zakątków Europy.
Stolica Francji udostępnia dla przyjezdnych wiele atrakcji. Można obcować z kulturą i sztuką z samego światowego topu. To też jeden z aspektów ESM, towarzyszy mu wiele wykładów, spotkań poruszających tematy wiary, życia wewnętrznego, spraw społecznych, ale także sztuki. Realizuję swoje marzenie by zobaczyć impresjonistów w muzeum D’Orsay. Podziwiam obrazy Cezanne’a, Degas’a, Gaugina, Maneta i innych, architekturę Paryża. Poza Wieżą Eiffla, przepięknymi kamienicami, miasto urzeka także architekturą nowoczesną. Udaję się z koleżanką do dzielnicy biznesowej miasta –la Defense. W samym centrum dzielnicy stoi Wielki Łuk – La Grande Arche de la Défense powstały w 200 setną rocznicę Rewolucji Francuskiej. Ze schodów Wielkiego Łuku można objąć wzrokiem całą historyczną oś Paryża: poczynając od Łuku Triumfalnego, poprzez Pola Elizejskie, kończąc na Łuku Carrousel i Luwrze. Widok zapiera dech.
Niezwykłe spotkania.
Stoimy z koleżanką pod Grande Arche robimy sobie zdjęcia, nagle słyszę śmiech. Podchodzi do mnie chłopak i pokazuje aparat, ma na nim napisane cyrylicą Зенит- Zenit – tak jak mój! To jeszcze nie są czasy aparatów cyfrowych, selfie robionych smartfonem, ale posługiwanie się aparatem fotograficznym z epoki naszych rodziców można już zaliczyć do kategorii obciachu. Mimo to lubię mojego Zenita, zwiedził ze mną kawałek świata. Okazuje się że chłopak jest z Białorusi. Porozumiewamy się po białorusko-polsku. Mówi – Nie przypuszczałem, że ktoś jeszcze poza mną używa tak starego aparatu! Śmieje się ze mnie, ja z niego. Żegnamy się w przyjaźni. Następnego dnia, centrum Paryża, wskakujemy z koleżanką do pierwszego lepszego autobusu żeby podjechać dwa przystanki. W środku tłok, przeciskamy się na przód pojazdu, nagle młody mężczyzna wstaje i ustępuje mi miejsca. Przed oczami miga mi Zenit. To ten sam chłopak spod l’arche – Białorusin! Śmiejemy się, rozmawiamy. W centrum Francji dwa miliony mieszkańców plus kilkadziesiąt tysięcy przyjezdnych – trafić dwa razy na tą samą osobę to niemal cud. Spotykamy się potem jeszcze raz w metrze. Tym razem już mniej zdziwieni (dwa spotkania to cud, przy trzecim zaczynasz się przyzwyczajać) – O znowu ty? Może tym razem to ja ustąpię Ci miejsca? – żartuję. Rozmawiamy chwilę po czym rozjeżdżamy się, każdy w swoją stronę. Jaki jest morał z tej historii? Nie wiem? Może taki, że bratnie dusze znajdą się nawet w kilkumilionowym tłumie? A może to wszystko przez Zenita? W każdym razie ESM stwarza przestrzeń do wielu niezwykłych spotkań.
Kanon z Paryża
„The Kingdom of God”
Podczas wieczornego czuwania zorganizowanego w hali Wystawy Paryskiej „Parc des Expositions” śpiewam tą pieśń po raz pierwszy rozważając znaczenie jej słów. „The kingdom of God is justice and peace, and joy in the Holy Spirit”- królestwo boże to sprawiedliwość i pokój, radość w Duchu Świętym. Zaraz, zaraz czy to znaczy, że królestwo boże nie jest jakimś tworem unoszącym się nad chmurami – jak sobie zawsze wyobrażałam? Nie jest miejscem, do którego dostaniemy się po śmierci o ile zasłużymy? Ono już jest – wszędzie tam gdzie panuje sprawiedliwość, pokój, radość? Dzieje się w moim życiu, w moim sercu tu i teraz?!!! Super!- myślę. Dalej śpiewam: ”Come Lord and open in us, the gates of your kingdom” – Przyjdź Panie i otwórz w nas bramy twojego królestwa – te bramy są w nas, i mogą zostać otwarte to Jezus może otworzyć bramy mojego serca. Dzięki Niemu Królestwo Boże już się dzieje, tu i teraz, pośród nas. Słysząc te słowa tam, pośród dziesiątek tysięcy osób różnej narodowości i wyznań, zanurzona w samym środku wspólnoty, widzę to, czuję, że to prawda! Pokój, jedność, życzliwość jakiej doświadczam podczas spotkania są namacalnymi znakami panowania bożego królestwa. Dlatego właśnie spotkania młodych organizowane przez wspólnotę Taizé nazywam „smakowaniem nieba”.
W sylwestra trwamy na modlitwie w katedrze Notre Dame, jednym z najważniejszych gotyckich zabytków Europy. Jest piękna. W parafiach odbywa się tak zwany „bal narodów”, tym razem z niego dezerterujemy (ach te niepokorne lata studenckie). Kończymy sylwestra wyprawą pod wierzę Eiffla.
Czas pożegnania.
Trochę żal żegnać się z osobami z grupki, z parafii. Przez te kilka dni, w czasie których spotykaliśmy się rozważając słowa z listu Brata Roger’a zgraliśmy się, polubiliśmy. Chyba każdy ma ochotę by to trwało dłużej.
Czy są jakieś serca, które tego dnia nie czują się rozdarte? Moje jest. Dzień wyjazdu to dzień pożegnań. Powrotu do tego co zostawiliśmy. Do bliskich, naszych zadań, spraw. C’est la vie. Uczymy się smakować nieba a potem wracać, by nieść radość i nadzieję tam gdzie żyjemy, tego nas uczył brat Roger. Chyba czuł, że po takim doświadczeniu trudno jest wracać, ciężko się rozstać. Zawsze podkreślał żeby wrócić do środowiska, w którym żyjemy, nieść to doświadczenie dalej. Więc ruszamy z powrotem.
cdn.
Zapraszam na Facebooka! https://www.facebook.com/mamaalmadecasa
_____
Piękne masz wspomnienia, doświadczanie radości wspólnoty i podróżowania. Cudny miks. Doświadczanie nieba, tak, dokładnie tak . Czułam się podobnie na pielgrzymkach do Częstochowy.