Niepokoją mnie wielkie zrywy, wyśrubowane emocje. Czuję się z tym jak poeta z piosenki Kaczmarskiego „Mury”, o którym autor pisze: „… A śpiewak także był sam”. Odkąd pamiętam smucił mnie finał tej piosenki, ale z biegiem lat zrozumiałam, że jest w nim głęboka prawda o kondycji człowieka. Wielki tumult, poryw tłumu wiąże się zawsze z odwróceniem uwagi od szczegółów. Dzieje się tyle i to jest tak wielkie, że proste, małe prawdy gdzieś umykają. Ci, którzy nie tracą ostrości widzenia, czują się w tym całym zgiełku zagubieni.
Nie niepokoi mnie wręczanie nagród czy stawianie pomników, to naturalny sposób wyrażania wdzięczności. Niepokoi mnie to, że wciąż dzielimy ludzi na złych i dobrych, naszych i nie naszych. Tym dobrym – naszym pozwalamy na trochę więcej. Tracimy czujność, przyzwalamy na łamanie zasad. W końcu przychodzi czas, gdy przestają obowiązywać jakiekolwiek zasady poza „naszością” i „nienaszością”. Tym bardziej jest to groźne jeżeli stajemy się gotowi zrobić wszystko by bronić „najwyższych wartości” nie dostrzegając, że z wyznawanych ideałów została nam już tylko owa „naszość” . Nie obawiam się ludzkiej wdzięczności wobec dobra, obawiam się przyzwolenia na zło dlatego, że się czyni dobro. I to dotyczy każdej sfery życia od relacji rodzinnych po społeczne, polityczne i relacje między państwami.
Paradoksalnie Jacek Kaczmarski nie chciał by pieśń „Mury” stała się hymnem zrywu Solidarnościowego. Utwór mówi o tym, że wolność jest widmem za którym wciąż gonimy, a po każdym zrywie w miejsce starych murów wyrastają nowe. Podziały i kajdany niewoli odrastają bo nosimy je w sobie.
Żeby nie kończyć pesymistycznie: cenne jest w nas to nieustanne poszukiwanie dobra i wolności.
https://www.eskarock.pl/eska_rock_news/jacek_kaczmarski_-_mury_to_moja_najwieksza_kleska_zapomniana_historia_hymnu_solidarnosci/141036
Pięknie Natalia!
Dziękuję! Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo dobrze napisane. Też świdruje mi umysł ta piosenka, uwielbiam. Wygodniej jest nie widzieć, wygodniej jest być szarą masą, tłumem. Ten tłum jest potrzebny, bez tłumu nie ma szans na zmianę, ale równocześnie jest w nas wewnętrznie coś, co sprawia, że chcemy zobaczyć, mimo, że zobaczonego nie da się odzobaczyć, chcemy usłyszeć, choć usłyszanego nie da się odusłyszeć, chcemy wiedzieć, choć tak trudno zapomnieć. Ot, człowieczy los…
Zainspirowana Twoim komentarzem doszłam do wniosku, że owszem potrzebny jest tłum, potrzebny jest też „śpiewak” – człowiek, który patrzy z dystansem na dane wydarzenie i dzieli się tym, co dostrzega. Idąc w tłumie kluczowe jest by odpowiedzieć sobie na trzy pytania: za kim idziemy, dokąd i dlaczego? Problem pojawia się wtedy, gdy z jakiś przyczyn (np. pod wpływem silnych emocji) idziemy za tłumem, ale nie zadajemy sobie żadnego z tych pytań.
Dziękuję za ten tekst, bo już myślałam, że nie ma ludzi rozumiejących złożoność sytuacji. Trafne jest to stwierdzenie Pani, że zło usprawiedliwia się dobrem,że tyle jest tego dobra, że zła nie widać (albo stara się go nie zauważyć). Moim zdaniem jest to bardzo przewrotne.Jak dobre drzewo może wydawać złe owoce? Dziwi i smuci zarazem postawa ludzi, którzy jak w jakimś amoku bronią osoby, która wprost opowiada się za złem(aborcją) i gotowi wręcz wynieść ją na ołtarze…
Dziękuję za komentarz! Właśnie ze względu na złożoność sytuacji nie chcę oceniać konkretnych zdarzeń czy osób. Problem usprawiedliwiania dobrem zła, które się czyni może dotknąć każdego z nas (bardzo ciekawie mówi o tym O. Adam Szustak https://stacja7.pl/nocny-zlodziej/nocny-zlodziej-2-odcinek-5-udawanie/). Na przykład w rodzinie kiedy jesteśmy podziwiani, chwaleni, stawiani jako wzór dla innych. Czy potrafimy spokojnie przyjąć i rozważyć uwagę, że coś zrobiliśmy źle? Czy raczej jest tak, że nawet drobna krytyka potrafi nas wzburzyć, skłonić do wybuchu agresji? Myślimy o sobie „przecież robię tyle dobrego, tak się poświęcam”? Problem zaczyna się u podstaw i rozrasta do nieprawdopodobnych rozmiarów.
Oj, chyba nie o to chodziło. W poszczególnych konkretnych osobach zawsze dobro miesza się ze złem, bo grzeszni jesteśmy. I błędem jest przyjęcie jakiegoś jednego naszego własnego kryterium podziału. Autorka pisze:
„Nie niepokoi mnie wręczanie nagród czy stawianie pomników, to naturalny sposób wyrażania wdzięczności. Niepokoi mnie to, że wciąż dzielimy ludzi na złych i dobrych, naszych i nie naszych. Tym dobrym – naszym pozwalamy na trochę więcej.”
To prawda, jesteśmy grzeszni i święci zarazem, ale nie chodzi chyba o skłonność do grzechu( bo każdy ją ma), ale postawę mnie jako chrześcijanina. Wyznawanie i postępowanie wg. Bożych wartości. To jest moje kryterium w sprawach istotnych np. aborcji …To jest złe i kropka!
.
Mnie zachwyca jak Pismo przenikają nasze codzienne życie. Wczoraj rozważałam Łk 9,51-55 – a tam historia jak dobrze nam znana. Uczniowie odwiedzili samarytańską wioskę, do której chcieli udać się wraz z z Jezusem w drodze do Jerozolimy. Mieszkańcy spojrzeli na nich podejrzliwie i ich nie przyjęli. Co na to uczniowie? – „Panie, jeśli chcesz, powiemy aby ogień zstąpił z nieba i zniszczył ich” – czy my czasami też tak nie reagujemy? Na szczęście Jezus skarcił ich i poszli dalej. Obyśmy i my umieli w takim momencie wysłuchać Jezusa 🙂 zamiast rzucać gromami.
Dzięki za komentarz. Cenna refleksja!