„Chciałbym uciec. Nie być tutaj. Być gdzieś indziej, choć na chwilę. Nie daję rady. Wiem co by powiedzieli: „Patrzcie go! Wiedziałem, że się rozsypie”, „frustrat”, „histeryk”… nie chcę by ktokolwiek wiedział. Gdy ich spotykam silę się na uśmiech. To moja jedyna broń. Cały się za nim chowam. Nic mi nie jest. Przecież „faceci nie płaczą”. Czuję, że coraz mniej mi to wychodzi. Z każdym dniem coraz bardziej widać, że coś ze mną nie tak. Muszę się wziąć w garść. Tak, zrobię to! Wezmę się! Tylko jak? Nawet nie bardzo rozumiem co się ze mną dzieje. Żeby choć dało się za czymś schować, za jakimś skrawkiem pozoru. Przestaję panować nad mimiką. Uśmiech zmienia się w nerwowy grymas. Już ścigają mnie ciekawskie spojrzenia. Będę dla nich tematem do rozmów, ocen. Wymykam się sobie spod kontroli. Nie mam już nic poza wstydem. Nie znoszę siebie. W pustym pokoju walę pięścią w ścianę: tak jestem słaby, przybity, zdołowany, zagubiony i jestem z tym cholernie sam!
Tkwię zamknięty w jakimś bunkrze, nie ma drzwi, okna, znikąd światła. Jak się tu znalazłem? Nie chcę tu być! Czy ktoś mnie w ogóle słyszy? Jak stąd wyjść? A jeśli tu zostanę? Wpadam w panikę, czuję dotkliwy ból.”
cdn.